eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawo › komorka i nauczyciel
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 71

  • 51. Data: 2004-02-13 17:24:23
    Temat: Re: komorka i nauczyciel
    Od: Renata Gołębiowska <R...@a...waw.pl>

    In article <c0isvf$dan$1@inews.gazeta.pl>, Roman G. wrote:
    > Renata Gołębiowska <R...@a...waw.pl> napisał(a):

    >> Czyli to:
    >> "Nauczyciel w swoich działaniach dydaktycznych, wychowawczych i
    >> opiekuńczych ma obowiązek kierowania się dobrem uczniów, troską o ich
    >> zdrowie, a także szanowania godności osobistej ucznia."
    >
    > Niezupełnie tak to brzmi.
    > "Nauczyciel w swoich działaniach dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych
    > ma obowiązek kierować się dobrem uczniów, troską o ich zdrowie, postawę
    > moralną i obywatelską, z poszanowaniem godności osobistej ucznia."

    Widocznie zacytowałam coś przed jakimiś zmianami, ale istotnych
    dla naszej dyskusji różnic nie ma.

    >> Dlaczego na pewno? Dla mnie słowa "Wyjdź na korytarz i stój tam do
    >> końca lekcji" niewiele mają wspólnego z poszanowaniem godności
    >> osobistej.
    >
    > Godność osobista to inaczej cześć, honor, dobre imię.
    > Słownik Skorupki natomiast definiuje to pojęcie jako swojego rodzaju poczucie
    > kompetencji moralnej. Proponuję rozpatrzyć to pod tym kątem.

    PWN: również "poczucie własnej wartości". Sorry, ale polecenia "wyjdź
    i stój na korytarzu" nadal nijak się dla mnie nie mają do poszanowania
    czyjeś godności, wartości. Oczywiście inna sprawa, że rzeczywista
    godność gnojka zabawiającego się komórką na lekcji jest zapewne niższa
    niż wyidealizowana 'godność' jaką zakłada ustawa, ale przed
    sądem/kuratorem/dyrektorem czy kim tam jeszcze nie można się
    tłumaczyć, że bydło to tylko nahajem traktować trza.

    > No i poza tym jest to zalecana w wielu poradnikach metoda wychowawcza do
    > zastosowania w pewnych sytuacjach uzasadnionych celowością pedagogiczną.
    > Dziecko potrzebuje czasem ochłonąć, potrzebuje pozbawienia "publiki". Nawet
    > uznane książki dla rodziców zalecają niekiedy: odeślij dziecko do jego
    > pokoju, jeśli trzeba to postaw do kąta i zabroń ruszania zabawek, pozbawiając
    > w ten sposób bodźców. Ma to coś wspólnego z naruszeniem godności dziecka?

    Po pierwsze te rady to są zapewne skierowane do rodziców, po drugie
    swój pokój to zupełnie co innego niż publiczny korytarz, po trzecie
    jeden podręcznik zaleca stawianie do kąta, drugi zaleca głaskanie po
    główce, a jeszcze inny kary cielesne tylko który jest obowiązujący w
    polskim prawie?

    >> sędzi, który będzie go ewentualnie sądził, bo gnój miał stać na
    >> korytarzu, a nie wiedzieć czemu nie stał tylko polazł gdzieś i wpadł
    >> pod samochód. Jak widać nauczyciel może wszystko, dopóki uczeń/rodzice

    > O to wyjście ze szkoły i wpadnięcie pod samochód pytałem niedawno sędziego.
    > Oczywiste dla niego było, że nauczyciel nie zostanie uznany winnym - powołał
    > się tu na teorię przeciętnej przyczynowości. Wyproszenie z klasy nie byłoby
    > przecież bezpośrednią przyczyną wypadku, ani nawet normalnym, statystycznie
    > istotnym skutkiem działania nauczyciela, który mógłby i powinien on
    > przewidzieć.

    W cytowanym fragmencie ustawy jest napisane, że nauczyciel ma
    podejmować "działania opiekuńcze". Z pewnością nie jest w stanie
    'zaopiekować' się uczniem, który stoi na korytarzu (albo i już nie
    stoi, bo polazł, gdzie mu się podobało).
    Piszesz o przewidywaniu. Nauczyciel, który nie przewidzi,
    że jak się chuligana (bo rozumiem, że grzecznych dzieci za drzwi nie
    wyrzucamy) wywali za drzwi, to on będzie robił wszystko oprócz stania
    pod tymi drzwiami, to kiepski albo przedwojenny nauczyciel.


    A jakie są Twoje rady dla nauczyciela z Torunia i nauczycielki z
    Poznania? Co mogli i powinni wtedy zrobić? Dla nich już za późno, ale
    na pewno innym nauczycielom się przydadzą.

    Renata


  • 52. Data: 2004-02-13 22:18:06
    Temat: Re: komorka i nauczyciel
    Od: poreba <d...@p...com>

    "Roman G." <r...@N...gazeta.pl> niebacznie popelnil
    news:c0ffjs$lo6$1@inews.gazeta.pl:

    >> A gdyby to nie był telefon a znaczna suma pieniedzy?
    > Mało prawdopodobna jest sytuacja, że posiadanie znacznej sumy
    > pieniędzy przez ucznia mogłoby utrudniać, czy też uniemożliwiać
    > osiągnięcie celów lekcji.

    Zgoda, podobnie jak fakt _posiadania_ telefonu, gry elektronnej itp.

    > Osobiście pieniędzy bym nie zabrał

    A jakąż to różnicę istotną dla Ciebie stanowi 1283,-zł
    (w gotówce - w aparacie)

    > (rozumiem, że masz na myśli na przykład
    > zakłócenia typu rozrzucanie banknotów po klasie),

    Nie, mam na myśli dokładnie taki przykład jak u autora wątku:
    "bawienie się" podczas zajęć, powiedzmy: turlanie o ławce
    rulonu banknotów, machanie wachlarzem banknotów,
    stawianie na pulpicie ławki pasjansa z banknotów,
    czy jakież to jescze inne "cool-zabawy" z banknotami można
    wymyślić...

    > trzeba by je było komisyjnie policzyć, spisać, żeby potem nie
    > było żadnych wątpliwości, jaką sumę uczeń musi dostać z
    > powrotem. Z telefonem nie ma takich problemów.

    Takie szczegóły jak:
    "a na koncie to ja miałem psze Pana 100zł, a nie 12",
    "ale ja miałem aku nówki a teraz są padnięte" czy
    "Proszę Pana ja synkowi dałem komure za siedem stow
    bez rozlanego wyświetlacza"
    pomijasz jako nieistotne nie nie powodujące problemów?


    --
    pozdro
    poreba


  • 53. Data: 2004-02-14 16:48:46
    Temat: Re: komorka i nauczyciel
    Od: "Roman G." <r...@N...gazeta.pl>

    Renata Gołębiowska <R...@a...waw.pl> napisał(a):

    > PWN: również "poczucie własnej wartości". Sorry, ale polecenia "wyjdź
    > i stój na korytarzu" nadal nijak się dla mnie nie mają do poszanowania
    > czyjeś godności, wartości.

    Tak szeroko interpretujesz godność, że chyba w ogóle trzeba by było
    zrezygnować z wychowywania dzieci. Zacząłem się zastanawiać, czy jak kiedyś
    krzyknąłem na syna, żeby nie pchał palucha do kontaktu, to czy czasem jego
    godność nie ucierpiała. Dobrze, że sąd się nie dowiedział. :-)
    Naruszenie godności to poniżenie, upokorzenie, jawnie mściwe lub
    niesprawiedliwe potraktowanie, naruszenie nietykalności cielesnej. Przy czym
    sądy badają nie subiektywne odczucia, lecz czy obiektywnie zaistniały powody
    do głębokiej urazy. Normalne działania wychowawcze dorosłego wobec dziecka,
    stosowanie metod wychowawczych zalecanych przez literaturę i mających
    pedagogiczne uzasadnienie nie jest naruszeniem godności.
    Naruszeniem godności mogłoby być zamknięcie w ciemnej i ciasnej piwnicy, ale
    nie wyproszenie na korytarz jako naturalna konsekwencja zakłócania toku zajęć.

    > Oczywiście inna sprawa, że rzeczywista
    > godność gnojka zabawiającego się komórką na lekcji jest zapewne niższa
    > niż wyidealizowana 'godność' jaką zakłada ustawa, ale przed
    > sądem/kuratorem/dyrektorem czy kim tam jeszcze nie można się
    > tłumaczyć, że bydło to tylko nahajem traktować trza.

    Wychowawca nawet w myślach nie powinien sobie pozwolić na nazywanie
    dziecka "gnojkiem" lub "bydłem". Małe jest wtedy ryzyko, że rzeczywiście
    naruszy jego godność.

    > Po pierwsze te rady to są zapewne skierowane do rodziców

    Pedagogika jest uniwersalna. Należy po pierwsze okazywac dziecku jak
    najwięcej akceptacji, budować jego poczucie własnej wartości, po drugie
    wymagać posłuchu i trzymać dyscyplinę.
    Odesłać dziecko do innego pokoju, postawić do kąta może też babcia - u siebie
    w domu, ciocia - u siebie, a także sąsiadka - w swoim mieszkaniu. Nie widzę
    powodu, dla którego nauczyciel miałby wychowywać w sposób upośledzony.

    > po drugie swój pokój to zupełnie co innego niż publiczny korytarz

    Nie publiczny, ale szkolny, to raz. A dwa - czy przebywanie nawet na
    publicznym korytarzu narusza Twoją godność?

    > po trzecie jeden podręcznik zaleca stawianie do kąta, drugi zaleca
    > głaskanie po główce, a jeszcze inny kary cielesne tylko który jest
    > obowiązujący w polskim prawie?

    Ważny jest nie podręcznik, a celowość metody, którą zastosujesz. Jedno
    dziecko w takiej samej sytuacji należy pogłaskać po główce, inne postawić do
    kąta. Czasem to samo dziecko trzeba raz postawić do kąta, innym razem
    pozornie za to samo pogłaskać po główce.
    W przypadku różnych zaleceń i niezgody wśród autorów masz prawo wyboru (art.
    12 ust. 2 Karty nauczyciela).

    > W cytowanym fragmencie ustawy jest napisane, że nauczyciel ma
    > podejmować "działania opiekuńcze". Z pewnością nie jest w stanie
    > 'zaopiekować' się uczniem, który stoi na korytarzu

    Czy macocha, gotując obiad w kuchni, prawidłowo 'opiekuje się' dzieckiem,
    które przebywa w innym pomieszczeniu? A tym, które sama posłała do sklepu lub
    po ziemniaki do piwnicy? A tym, któremu pozwoliła iść do kolegi albo na
    dyskotekę?
    Czy jesteś w stanie 'zaopiekować się' uczniem przebywającym w ubikacji albo
    pod prysznicem na szkolnej wycieczce? Wchodzisz z uczniami pod prysznic?

    > Piszesz o przewidywaniu. Nauczyciel, który nie przewidzi,
    > że jak się chuligana (bo rozumiem, że grzecznych dzieci za drzwi nie
    > wyrzucamy) wywali za drzwi, to on będzie robił wszystko oprócz stania
    > pod tymi drzwiami, to kiepski albo przedwojenny nauczyciel.

    Jeśli już mowa o kiepskim nauczycielu, to kiepski byłby ten, który nie jest w
    stanie wyegzekwować od ucznia, aby ten stosował się do jego poleceń. Uczeń ma
    wiedzieć, że niestosowanie się do nakazów i zakazów formułowanych przez
    nauczycieli grozi poważniejszymi niż normalnie konsekwencjami.
    Poza tym czemu uważasz, że grzecznych dzieci się nie wyprasza? A jak dostanie
    ataku śmiechu? Jak jest na ogół grzeczne, ale nagle, chcąc się popisać,
    zacznie bekać albo puszczać głośne bąki?

    Co zaś do przewidywania to zapewniam Cię, że zgodnie z prawem
    nieposłuszeństwa ucznia przewidywać w normalnych warunkach nie musi, chyba że
    warunki są niecodzienne, że zachowanie ucznia wyraźnie wskazuje na to, że
    zamierza zrobić coś całkiem innego.

    Pod rozwagę - opowiastka babuni:
    "Było to w czasach gdy w sklepach sprzedawano cukier w głowach. Do takiego
    sklepu przychodzi matka z córką na zakupy i naraz dziewczynka w płacz
    rozpaczliwy...
    Matka i sprzedawca dopytują się, o co chodzi. Bardzo trudno im się czegoś
    dowiedzieć, ale w końcu ich wysiłki zostają nagrodzone.
    Dowiadują się, że dziewczynka rozpacza, bo jak będzie duża i będzie miała
    córkę, to przyjdzie z nią do sklepu. Głowa cukru spadnie i zabije jej
    dziecko."

    > A jakie są Twoje rady dla nauczyciela z Torunia i nauczycielki z
    > Poznania? Co mogli i powinni wtedy zrobić? Dla nich już za późno, ale
    > na pewno innym nauczycielom się przydadzą.

    Stara to prawda, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Kwestia autorytetu i
    panowania nad grupą decyduje się w większości na kilku pierwszych lekcjach.
    po okresie tzw. "miodowego miesiąca" nieuchronnie następują uczniowskie
    prowokacje. Jeśli nauczyciel wyjdzie z tego obronną ręką, będzie nie tylko
    żyć, ale i skutecznie nauczać ;-)
    Widoczna pewność siebie, objawiająca się w postawie, tonie głosu, spojrzeniu,
    rzeczywiste kompetencje w swojej dziedzinie wiedzy, chęć, zapał i zdolność
    tej wiedzy przekazywania, pewne zarządzanie kolejnością zdarzeń, procesem
    dydaktycznym, czasem, przestrzenią, pełne ciepła nastawienie na ucznia i
    łagodne korzystanie z posiadanej władzy, wysyłanie sygnałów wszechobecności i
    sygnałów powstrzymujących, konsekwencja i gotowość obrony ustalonych zasad,
    aktywizowanie jak największej liczby uczniów, stosowanie wzmocnień
    pozytywnych i wzmocnień negatywnych - to najważniejsze czynniki decydujące o
    kwestii przywództwa nauczyciela w klasie.

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 54. Data: 2004-02-15 10:51:29
    Temat: Re: komorka i nauczyciel
    Od: Renata Gołębiowska <R...@a...waw.pl>

    In article <c0ljhe$5a9$1@inews.gazeta.pl>, Roman G. wrote:
    > Renata Gołębiowska <R...@a...waw.pl> napisał(a):

    > do głębokiej urazy. Normalne działania wychowawcze dorosłego wobec
    dziecka, stosowanie metod wychowawczych zalecanych przez literaturę
    (...)
    > Pedagogika jest uniwersalna. Należy po pierwsze okazywac dziecku jak
    (...)
    > Ważny jest nie podręcznik, a celowość metody,
    którą zastosujesz.

    Ja Cię pytam o prawo, grupa też jest prawna, a Ty ciągle o wychowaniu.
    Wciąż chodzi o ten korytarz: jakie nauczyciel ma prawo wysłać ucznia
    na pół godziny na korytarz skoro ma na nim sprawować opiekę i skoro
    nie ma żadnej pewności, że uczeń (Ty piszesz 'dziecko', a przecież
    chuligan w dresie może mieć 18-19 lat) będzie tam stał, a nie np. da
    się rozjechać przez samochód.

    >> W cytowanym fragmencie ustawy jest napisane, że nauczyciel ma
    >> podejmować "działania opiekuńcze". Z pewnością nie jest w stanie
    >> 'zaopiekować' się uczniem, który stoi na korytarzu
    >
    > Czy macocha, gotując obiad w kuchni, prawidłowo 'opiekuje się' dzieckiem,
    > które przebywa w innym pomieszczeniu? A tym, które sama posłała do sklepu lub
    > po ziemniaki do piwnicy? A tym, któremu pozwoliła iść do kolegi albo na
    > dyskotekę?
    > Czy jesteś w stanie 'zaopiekować się' uczniem przebywającym w ubikacji albo
    > pod prysznicem na szkolnej wycieczce? Wchodzisz z uczniami pod prysznic?

    Porównanie nijak się ma do opisywanej sytuacji. Jest lekcja, uczniowie
    i nauczyciel mają na niej być, wspólnie, tam gdzie lekcja jest
    prowadzona. Uczeń ma prawo w niej uczestniczyć, nauczyciel ma
    obowiązek 'zaopiekować' się uczniem podczas lekcji. Jak ma się
    zaopiekować uczniem, kiedy wysłał go na korytarz?

    >> Piszesz o przewidywaniu. Nauczyciel, który nie przewidzi,
    >> że jak się chuligana (bo rozumiem, że grzecznych dzieci za drzwi nie
    >> wyrzucamy) wywali za drzwi, to on będzie robił wszystko oprócz stania
    >> pod tymi drzwiami, to kiepski albo przedwojenny nauczyciel.
    >
    > Jeśli już mowa o kiepskim nauczycielu, to kiepski byłby ten, który nie jest w
    > stanie wyegzekwować od ucznia, aby ten stosował się do jego poleceń.

    A Ty znów o wychowaniu. Mnie interesuje teraz tylko aspekt
    prawny. Piszesz, że jeśli nie dało się przewidzieć, że uczeń nie będzie stał
    posłusznie na korytarzu tylko gdzieś polezie i zrobi sobie krzywdę, to
    nauczyciel niewinny, a ja twierdzę, że jeżeli chuligana wysłać na
    korytarz i kazać mu stać tam przez pół godziny, to spokojnie można
    przewidzieć, że nie będzie sterczał pod drzwiami przez te pół godziny.

    >Uczeń ma wiedzieć, że niestosowanie się do nakazów i zakazów formułowanych przez
    > nauczycieli grozi poważniejszymi niż normalnie konsekwencjami.

    A myślisz, że złodzieje i mordercy nie wiedzą, jakie mogą być
    konsekwencje ich czynów?

    > Poza tym czemu uważasz, że grzecznych dzieci się nie wyprasza? A jak dostanie
    > ataku śmiechu? Jak jest na ogół grzeczne, ale nagle, chcąc się popisać,
    > zacznie bekać albo puszczać głośne bąki?

    Jak beka to nie jest grzeczny. Grzeczny nie beka i nie puszcza bąków.
    Ale to nie jest istotne dla moich wątpliwości odnośnie praw
    nauczyciela. Umówmy się, że MI w ogóle nie przyszłoby do głowy
    wyrzucić grzecznego za drzwi, Ty możesz robić inaczej. Chodzi o to
    jakie dla nauczyciela mogą być konsekwencje wyrzucenia ucznia za
    drzwi, gdyby mu się coś w tym czasie stało.

    A drugie moje pytanie dotyczyło tego czy uczeń musi zastosować się do
    tego polecenia. Co jeśli powie, że on ma prawo do nauki, właśnie jest
    lekcja matematyki i on chce na niej być, ma do tego prawo?

    > Co zaś do przewidywania to zapewniam Cię, że zgodnie z prawem
    > nieposłuszeństwa ucznia przewidywać w normalnych warunkach nie musi, chyba że
    > warunki są niecodzienne, że zachowanie ucznia wyraźnie wskazuje na to, że
    > zamierza zrobić coś całkiem innego.

    No to jeśli uczeń powie "Spadaj pryku, mam cię w d..., wychodzę"?
    Nauczyciel ma za nim gonić? Siłą go zatrzymać? Wezwać policję?
    Przecież sam go wyrzucił z klasy.

    > Pod rozwagę - opowiastka babuni:

    Może i zabawne, ale tylko jako anegdota na newsach. Ja znałam kobietę,
    kt. była opiekunką w sanatorium, przyprowadziła dzieci (wiek ok.13
    lat) do szkoły, zostawiła je na placu zabaw i sama weszła na chwilę do
    szkoły coś załatwić, w tym czasie ktoś spadł z huśtawki i rozwalił
    sobie głowę. Oczywiście gdyby była wtedy na placu zabaw mogłoby się
    stać dokładnie to samo, ale to, że jej tam nie było b. podziałało na
    jej niekorzyść i konsekwencje były niemiłe.

    W sprawie poznańskiej i toruńskiej:

    > Stara to prawda, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Kwestia autorytetu i
    > panowania nad grupą decyduje się w większości na kilku pierwszych lekcjach.
    > po okresie tzw. "miodowego miesiąca" nieuchronnie następują uczniowskie
    > prowokacje. Jeśli nauczyciel wyjdzie z tego obronną ręką, będzie nie tylko
    > żyć, ale i skutecznie nauczać ;-)
    > Widoczna pewność siebie, objawiająca się w postawie, tonie głosu, spojrzeniu,
    > rzeczywiste kompetencje w swojej dziedzinie wiedzy, chęć, zapał i zdolność

    A Ty znowu o wychowaniu. A mi chodzi o prawo. Najwyraźniej obydwoje
    nauczycieli nie miało pewności siebie w postawie i tonie, doszło do
    tego, że jednemu machali rękami i nogami przed twarzą i założyli kubeł
    na głowę, drugą lżyli. Jakie kroki zgodne z prawem mogli podjąć w tym
    momencie? Nie czego nie zrobili lub zrobili wcześniej, bo takich
    mądrych odpowiedzi to ja już się naczytałam. Gdy wyszła na jaw sprawa
    toruńska, to internet i gazety zaroiły się od fachowców,
    domorosłych pedagogów, psychologów i wychowawców piszących, że
    nauczyciel sam sobie był winien.

    Renata


  • 55. Data: 2004-02-15 12:29:17
    Temat: Re: komorka i nauczyciel
    Od: "Roman G." <r...@N...gazeta.pl>

    Renata Gołębiowska <R...@a...waw.pl> napisał(a):

    > Ja Cię pytam o prawo, grupa też jest prawna, a Ty ciągle o wychowaniu.

    Po pierwsze ustalenia nauk pedagogicznych są jednym ze żródeł prawa
    oświatowego, po drugie kryterium celowości pedagogicznej jest oprócz
    brzmienia poszczególnych przepisów równorzędnym kryterium oceny pracy
    nauczyciela i innych osób za dziecko odpowiedzialnych. Wykładnia prawa
    oświatowego i rozumienie pojęcia "dobro dziecka" nie mogą być sprzeczne z
    pedagogiką.
    Po trzecie pod względem prawnym już dawno Ci odpowiedziałem. Pisałem o teorii
    przeciętnej przyczynowości, którą zastosowałby sędzia, z którym rozmawiałem,
    aby orzec o niewinności nauczyciela w takiej sytuacji.

    > Wciąż chodzi o ten korytarz: jakie nauczyciel ma prawo wysłać ucznia
    > na pół godziny na korytarz skoro ma na nim sprawować opiekę

    Samo pojęcie 'opieki' zdajesz się rozumieć zbyt wąsko; to nie jest ciągłe
    trzymanie dziecka lub nastolatka na oku, tym bardziej za rękę. Sprawowanie
    opieki może polegać na ustaleniu zasad zachowania się w pewnych sytuacjach,
    na wydaniu odpowiednich poleceń i na egzekwowaniu tych zasad i poleceń.
    Inaczej rozumując musiałabyś wchodzić z dzieckiem do ubikacji (a nuż dostanie
    ataku padaczki i zabije się, uderzając głową o sedes), a także pod prysznic
    na szkolnej wyciecze (a nuż poślizgnie się na mydle i uderzy głową o
    umywalkę).

    > Porównanie nijak się ma do opisywanej sytuacji. Jest lekcja, uczniowie
    > i nauczyciel mają na niej być

    Z punktu widzenia dydaktyki na ogół tak. Są jednak wyjątki.

    > wspólnie, tam gdzie lekcja jest prowadzona.

    To już nie wynika z przepisów. Nauczyciel ma tylko uczyć, wychowywać i
    sprawować opiekę. Dobór metod i dostosowywanie ich do sytuacji należy już do
    niego.

    > Uczeń ma prawo w niej uczestniczyć

    Na zasadach określonych w przepisach, w tym w statucie szkoły, respektując
    także reguły ustalone przez nauczyciela wydawane na podstawie delegacji
    ustawowych.

    > nauczyciel ma obowiązek 'zaopiekować' się uczniem podczas lekcji.

    Chyba że proces dydaktyczno-wychowawczy lub dobro dziecka i cele szkoły wobec
    ucznia nakazują zaopiekować się nim nie podczas lekcji.

    > Jak ma się zaopiekować uczniem, kiedy wysłał go na korytarz?

    Na zasadach określonych w art. 354 k.c.

    > A Ty znów o wychowaniu. Mnie interesuje teraz tylko aspekt
    > prawny. Piszesz, że jeśli nie dało się przewidzieć, że uczeń nie będzie
    stał
    > posłusznie na korytarzu tylko gdzieś polezie i zrobi sobie krzywdę, to
    > nauczyciel niewinny, a ja twierdzę, że jeżeli chuligana wysłać na
    > korytarz i kazać mu stać tam przez pół godziny, to spokojnie można
    > przewidzieć, że nie będzie sterczał pod drzwiami przez te pół godziny.

    Powtórzę ostatni raz: w aspekcie prawnym nauczyciel zostanie uniewinniony.

    "Prawo karne" Andrzeja Marka (Warszawa 2003):

    "(...)Nie można pociągać kogoś do odpowiedzialności za skutek, który nie
    pozostaje w związku przyczynowym, nie "wynika" z jego zachowania.
    (...)Zagadnienie związku przyczynowego jest w prawie karnym jednym z
    najbardziej spornych i skomplikowanych. (...)Wśród wielu teorii związku
    przyczynowego szczególny rozgłos i licznych zwolenników zyskała sformułowana
    przez Johna S. Milla teoria równorzędności warunków, zwana także
    ekwiwalencyjną. Zakłada ona obiektywny charakter związku przyczynowego, przy
    czym na skutek składa się zawsze szereg warunków, które łącznie tworzą jego
    przyczynę.
    W prawie karnym do ustalenia, czy zachowanie się człowieka jest przyczynowe
    dla skutku, wystarczy stwierdzić, iz jest ono jednym z jego warunków. W tym
    celu posługujemy się metodą zwaną testem sine qua non. Mianowicie
    hipotetycznie eliminujemy zachowanie się człowieka spośród wielu warunków
    (znanych mu lub nieznanych) skutku i jeżeli bez tego zachowania się skutek by
    nie nastąpił, to jest ono jego przyczyną (i odwrotnie).
    Dla ilustracji teorii podaje się w opracowaniach naukowych różne przykłady.
    Tak np. Jan uderza Piotra powodując lekkie uszkodzenie ciała, po czym Piotr
    ponosi śmierć w wypadku samochodowym podczas odwożenia go karetką pogotowia
    ratunkowego do szpitala. Stosując metodę sine qua non stwierdzamy, że gdyby
    Jan nie zranił Piotra, to ten by nie zginął w wypadku drogowym, gdyż nie
    jechałby karetką. Wobec powyższego zachodzi związek przyczynowy między
    zachowaniem się Jana, a śmiercią Piotra, aczkolwiek wchodzi w grę szereg
    innych warunków, które doprowadziły do wypadku drogowego.

    Już z podanego przykładu widać, że teoria ekwiwalencyjna zbyt szeroko
    zakreśla pole związku przyczynowego.(...) Czyż nie jest bowiem rażące uznanie
    Jana za "sprawcę" (w sensie przedmiotowym) śmierci Piotra? Przecież
    spowodował on u Piotra jedynie lekkie uszkodzenie ciała, a śmierć nastąpiła w
    wypadku drogowym, wywołanym przez inne czynniki (mgła, gołoledź, brawura i
    nieumiejętność kierowcy karetki itp.).

    Próbę rozwiązania tego typu wątpliwości daje (...)teoria przeciętnej
    przyczynowości, zwana także adekwatną. Zgodnie z tą teorią należy przyjąć
    istnienie związku przyczynowego tylko wtedy, gdy skutek jest przeciętnym,
    normalnym następstwem rozpatrywanego czynu. Teoria zakłada porównywanie
    przyczyn i skutków dla ustalenia zwyczajnych przyczyn i nadzwyczajnych.
    Przeciętny (zwyczajny) charakter przyczynowości ustala się na podstawie
    obserwacji życia(...).

    (...)Jak widać, w prawie karnym chodzi o specjalny związek przyczynowy jako
    podstawy przypisania człowiekowi określonego w tym prawie skutku (sprawstwa).
    Dla prawa karnego znaczenie ma zatem tylko to, czy zachowanie się człowieka
    stanowiło naruszenie zawartego w normie zakazu lub nakazu i - po wtóre - czy
    to naruszenie było na tyle istotne (znaczne), że pomimo występującego zawsze
    wpływu innych czynników uprawniony będzie wniosek, iż to ono przesądziło o
    zaistnieniu skutku."
    (s. 124-126 i 128)

    > A drugie moje pytanie dotyczyło tego czy uczeń musi zastosować się do
    > tego polecenia. Co jeśli powie, że on ma prawo do nauki, właśnie jest
    > lekcja matematyki i on chce na niej być, ma do tego prawo?

    Odpowiadałem Ci już, że uczeń musi się zastosować, a co do prawa do nauki
    odpowiadałem na to w poście z 12-02-2004, 10:31:26.

    > No to jeśli uczeń powie "Spadaj pryku, mam cię w d..., wychodzę"?
    > Nauczyciel ma za nim gonić? Siłą go zatrzymać? Wezwać policję?
    > Przecież sam go wyrzucił z klasy.

    Dziecko powyżej 7. roku życia może już samo chodzić do szkoły, Kodeks
    wykroczeń (kierując się pewnie ustaleniami psychologii rozwoju dziecka)
    uznaje, że jest już ono w stanie radzić sobie z codziennymi potencjalnymi
    zagrożeniami. Zatem nawet jak ucieknie ze szkoły, nie trzeba za nim na siłę
    gonić. Wpisać nieobecność, potem wyciągnąć konsekwencje za nieposłuszeństwo i
    obrazę nauczyciela. Wskazane wezwać rodziców i ustalić z nimi dalszy sposób
    postępowania, wspólny front wychowawczy wobec dziecka.

    > Ja znałam kobietę,
    > kt. była opiekunką w sanatorium, przyprowadziła dzieci (wiek ok.13
    > lat) do szkoły, zostawiła je na placu zabaw i sama weszła na chwilę do
    > szkoły coś załatwić, w tym czasie ktoś spadł z huśtawki i rozwalił
    > sobie głowę. Oczywiście gdyby była wtedy na placu zabaw mogłoby się
    > stać dokładnie to samo, ale to, że jej tam nie było b. podziałało na
    > jej niekorzyść i konsekwencje były niemiłe.

    Interesujące byłoby, gdybyś napisała, jakież to były konsekwencje. Upomnienie
    na Radzie Pedagogicznej? Wizytator pogroził palcem? Jeśli tak, to nawet i
    takie zbyt surowe, chociaż może zaistniały dodatkowe przesłanki do
    zastosowania takich kar.

    W 2000 r. na Opolszczyźnie podczas dyskoteki na zakończenie wycieczki
    szkolnej uczniowie mogli oczywiście iść do swojego pokoju - może ktoś nie
    lubi tańczyć, może chce odpocząć... Niektórzy z uczniów "poczęstowali" się
    przywiezionym z domów jeszcze (za cichym przyzwoleniem rodziców) alkoholem,
    który mieli ukryty w plecakach. 15-letnia dziewczyna chciała przejść po
    gzymsie na drugim piętrze do pokoju chłopców - "wróciła" do domu w czarnym
    worku. W postanowieniu o umorzeniu śledztwa prokurator napisał: "Do wypadku
    doprowadziła skrajna lekkomyślność uczennicy i lekceważenie przez nią
    podstawowych zasad bezpieczeństwa".
    Zgodnie z ekwiwalencyjną teorią związku przyczynowego, którą zdajesz się
    wyznawać, uczniów należałoby skoszarować na sali dyskotekowej, chodzić z nimi
    do toalety, no i nocleg musiałby być na sali zbiorowej - przecież było za
    mało opiekunów, aby wyznaczyć ich na nocny dyżur do każdego pokoju.

    > W sprawie poznańskiej i toruńskiej:
    > A Ty znowu o wychowaniu. A mi chodzi o prawo.

    Pod względem prawnym sprawa jest przecież jasna. Mieliśmy do czynienia z
    czynami karalnymi, z atakiem i obelgami wobec funkcjonariusza państwowego,
    jakim jest nauczyciel.
    W takich sytuacjach należy bezwzględnie składać doniesienie na policję oraz
    wyrzucać chuliganów ze szkoły. Bez litości

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 56. Data: 2004-02-15 13:35:10
    Temat: Re: komorka i nauczyciel
    Od: Renata Gołębiowska <R...@a...waw.pl>

    In article <c0nomt$8pm$1@inews.gazeta.pl>, Roman G. wrote:
    > Renata Gołębiowska <R...@a...waw.pl> napisał(a):
    >
    >> Ja Cię pytam o prawo, grupa też jest prawna, a Ty ciągle o wychowaniu.
    >
    > Po pierwsze ustalenia nauk pedagogicznych są jednym ze żródeł prawa
    > oświatowego,

    Nie ma jednej obowiązującej, stuprocentowo niezawodnej metody
    pedagogicznej. Czy jeżeli jedna z metod zaleca kary cielesna, to
    nauczyciel może je stosować?

    > Po trzecie pod względem prawnym już dawno Ci odpowiedziałem. Pisałem o teorii
    > przeciętnej przyczynowości, którą zastosowałby sędzia, z którym rozmawiałem,
    > aby orzec o niewinności nauczyciela w takiej sytuacji.

    Jako że nie mam pewności, że w razie czego trafiłabym na Twojego
    sędziego, to na wszelki wypadek, nie będę wyrzucała nikogo za drzwi.
    Choć w/w brak pewności nie jest oczywiście jedynym powodem, dla
    którego nie wyrzuciłabym nigdy ucznia za drzwi.

    >> Wciąż chodzi o ten korytarz: jakie nauczyciel ma prawo wysłać ucznia
    >> na pół godziny na korytarz skoro ma na nim sprawować opiekę
    >
    > Samo pojęcie 'opieki' zdajesz się rozumieć zbyt wąsko; to nie jest ciągłe
    > trzymanie dziecka lub nastolatka na oku, tym bardziej za rękę.
    (...)
    > Inaczej rozumując musiałabyś wchodzić z dzieckiem do ubikacji (a nuż
    dostanie
    > ataku padaczki i zabije się, uderzając głową o sedes), a także pod
    prysznic

    Znów nieadekwatny przykład. Jest ogromna różnica między tym, że uczeń
    mówi 'chciałbym wyjść do ubikacji' i zamiast tego wychodzi ze szkoły,
    a sytuacją, gdy nauczyciel mówi 'wyjdź z klasy i stój na korytarzu do
    końca lekcji'

    >> Jak ma się zaopiekować uczniem, kiedy wysłał go na korytarz?
    >
    > Na zasadach określonych w art. 354 k.c.

    O to chodzi?
    "Dłużnik powinien wykonać zobowiązanie zgodnie z jego treścią i w
    sposób odpowiadający jego celowi społeczno-gospodarczemu oraz zasadom
    współżycia społecznego, a jeżeli istnieją w tym zakresie ustalone
    zwyczaje -- także w sposób odpowiadający tym zwyczajom."
    ?

    >> posłusznie na korytarzu tylko gdzieś polezie i zrobi sobie krzywdę, to
    >> nauczyciel niewinny, a ja twierdzę, że jeżeli chuligana wysłać na
    >> korytarz i kazać mu stać tam przez pół godziny, to spokojnie można
    >> przewidzieć, że nie będzie sterczał pod drzwiami przez te pół godziny.
    >
    > Powtórzę ostatni raz: w aspekcie prawnym nauczyciel zostanie uniewinniony.
    >
    > "Prawo karne" Andrzeja Marka (Warszawa 2003):
    >
    > "(...)Nie można pociągać kogoś do odpowiedzialności za skutek, który nie
    > pozostaje w związku przyczynowym, nie "wynika" z jego zachowania.
    > (...)Zagadnienie związku przyczynowego jest w prawie karnym jednym z
    > najbardziej spornych i skomplikowanych.

    I tu się zgadzam. Poza tym nadal uważam za otwarte moje pytanie z
    pierwszego postu czy nauczyciel ma prawo w ogóle wyrzucić ucznia w
    czasie lekcji za drzwi. Mówisz, że tak, bo nauczyciel ma wychowywać, a
    wyrzucenie za drzwi jest jedną z metod wychowawczych. I już właśnie w
    tym punkcie zupełnie się nie zgadzamy. Uważam, że wyrzucenie za drzwi
    to porażka nauczyciela, a nie metoda wychowawcza, tak jak podniesienie
    głosu na ucznia. I pewnie znaleźlibyśmy książki zarówno na
    potwierdzenie i na obalenie tej tezy. Super, jakby w opisywanej
    sytuacji biegłym w sądzie był Marek Jurek, ale przecież nie mamy
    takiej pewności.

    >> A drugie moje pytanie dotyczyło tego czy uczeń musi zastosować się do
    >> tego polecenia. Co jeśli powie, że on ma prawo do nauki, właśnie jest
    >> lekcja matematyki i on chce na niej być, ma do tego prawo?
    >
    > Odpowiadałem Ci już, że uczeń musi się zastosować

    Ale to nadal wynika tylko z wyznawanej przez Ciebie metody
    wychowawczej.

    >, a co do prawa do nauki odpowiadałem na to w poście z 12-02-2004, 10:31:26.

    I w odpowiedzi zostało Ci zadane pytanie, na które nie odpowiedziałeś.

    >> szkoły coś załatwić, w tym czasie ktoś spadł z huśtawki i rozwalił
    >> sobie głowę. Oczywiście gdyby była wtedy na placu zabaw mogłoby się
    >> stać dokładnie to samo, ale to, że jej tam nie było b. podziałało na
    >> jej niekorzyść i konsekwencje były niemiłe.
    >
    > Interesujące byłoby, gdybyś napisała, jakież to były konsekwencje. Upomnienie
    > na Radzie Pedagogicznej? Wizytator pogroził palcem?

    Wyrzucenie z pracy. Więcej szczegółów nie znam, bo byłam
    jedynie pacjentką tego sanatorium. Nie byłam bliską znajomą kobiety i
    po jakimś czasie wyjechałam z sanatorium.

    >Jeśli tak, to nawet i takie zbyt surowe

    No i właśnie o to chodzi, że Ty uważasz, że nauczyciel zostałby
    uniewinniony, a praktyka jednak bywa inna. O dodatkowych przesłankach
    nic nie wiem, a byłam na miejscu zdarzenia.
    Poza tym nawet jeśli sędzia uniewinni, to smród będzie się ciągnął,
    podobno nauczyciela trudno zwolnić, ale raz, to dotyczy raczej tylko
    mianowanych, dwa, jak się bardzo chce, to penwie można.

    > W 2000 r. na Opolszczyźnie podczas dyskoteki na zakończenie wycieczki
    > szkolnej uczniowie mogli oczywiście iść do swojego pokoju - może ktoś nie
    > lubi tańczyć, może chce odpocząć... Niektórzy z uczniów "poczęstowali" się
    > przywiezionym z domów jeszcze (za cichym przyzwoleniem rodziców) alkoholem,
    > który mieli ukryty w plecakach. 15-letnia dziewczyna chciała przejść po
    > gzymsie na drugim piętrze do pokoju chłopców - "wróciła" do domu w czarnym
    > worku. W postanowieniu o umorzeniu śledztwa prokurator napisał: "Do wypadku
    > doprowadziła skrajna lekkomyślność uczennicy i lekceważenie przez nią
    > podstawowych zasad bezpieczeństwa".

    Ale ta sprawa zupełnie inna. Jest wycieczka, jest czas wolny, uczniów
    jest 40, nauczycieli np. 3, budynek ma dajmy na to 700m2, normalne, że
    nie można przy każdym postawić nauczyciela, ani nie można wszystkich
    zamknąć w jednym pomieszczeniu. Natomiast lekcja w szkole jest
    zupełnie czym innym.

    > Zgodnie z ekwiwalencyjną teorią związku przyczynowego, którą zdajesz się
    > wyznawać, uczniów należałoby skoszarować na sali dyskotekowej, chodzić z nimi
    > do toalety, no i nocleg musiałby być na sali zbiorowej - przecież było za
    > mało opiekunów, aby wyznaczyć ich na nocny dyżur do każdego pokoju.

    Oczywiście przesadzasz, bo wiesz przecież, że za włażenie za uczniem
    do toalety już można by wylądować w sądzie.

    >> W sprawie poznańskiej i toruńskiej:
    >> A Ty znowu o wychowaniu. A mi chodzi o prawo.
    >
    > Pod względem prawnym sprawa jest przecież jasna. Mieliśmy do czynienia z
    > czynami karalnymi, z atakiem i obelgami wobec funkcjonariusza państwowego,
    > jakim jest nauczyciel.
    > W takich sytuacjach należy bezwzględnie składać doniesienie na policję oraz
    > wyrzucać chuliganów ze szkoły. Bez litości

    Nie, ja pytam co zrobić _w czasie_ tych chuligańskich wybryków.
    Wyczekać pokornie do końca lekcji? Dzwonić na policję? Wyjść z klasy?

    Renata


  • 57. Data: 2004-02-15 15:33:11
    Temat: Re: komorka i nauczyciel
    Od: "Roman G." <r...@N...gazeta.pl>

    Renata Gołębiowska <R...@a...waw.pl> napisał(a):

    > Czy jeżeli jedna z metod zaleca kary cielesna, to
    > nauczyciel może je stosować?

    Nie, bo kontratyp karcenia małoletnich nie obejmuje nauczycieli.

    > >> Jak ma się zaopiekować uczniem, kiedy wysłał go na korytarz?
    > >
    > > Na zasadach określonych w art. 354 k.c.
    >
    > O to chodzi?
    > "Dłużnik powinien wykonać zobowiązanie zgodnie z jego treścią i w
    > sposób odpowiadający jego celowi społeczno-gospodarczemu oraz zasadom
    > współżycia społecznego, a jeżeli istnieją w tym zakresie ustalone
    > zwyczaje -- także w sposób odpowiadający tym zwyczajom."

    Tak, o to chodzi. O sposób wykonania zobowiązania opieki nad cudzym dzieckiem.

    > Ale ta sprawa zupełnie inna. Jest wycieczka, jest czas wolny

    To nie jest czas wolny, a zorganizowane zajęcia pod opieką nauczycieli. Tak
    jak lekcja.

    > nie można przy każdym postawić nauczyciela, ani nie można wszystkich
    > zamknąć w jednym pomieszczeniu.

    Organizując dyskotekę, można nie pozwalać wychodzić z sali tanecznej, nie
    puszczać do pokojów, a do ubikacji tylko w pojedyńczo, w koniecznych
    przypadkach, polecając zaraz wrócić. Oczywiste jest, że w dzisiejszych
    czasach można podejrzewać, że młodzież rozpuszczona podczas dyskoteki po
    pokojach może palić, pić, albo i coś więcej. Nauczyciel, który tego nie
    przewidzi, to kiepski albo przedwojenny nauczyciel.
    Jak myślisz, czemu prokurator nie poszedł za tym tokiem rozumowania?

    > Nie, ja pytam co zrobić _w czasie_ tych chuligańskich wybryków.
    > Wyczekać pokornie do końca lekcji? Dzwonić na policję? Wyjść z klasy?

    Wyjść z klasy i wezwać pomoc. Potem niezwłocznie złożyć doniesienie na
    policję.

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 58. Data: 2004-02-15 22:41:25
    Temat: Re: komorka i nauczyciel
    Od: Renata Gołębiowska <R...@a...waw.pl>

    In article <c0o3fm$kqu$1@inews.gazeta.pl>, Roman G. wrote:
    > Renata Gołębiowska <R...@a...waw.pl> napisał(a):
    >
    >> Czy jeżeli jedna z metod zaleca kary cielesna, to
    >> nauczyciel może je stosować?
    >
    > Nie, bo kontratyp karcenia małoletnich nie obejmuje nauczycieli.

    Widzę, że się zapętliliśmy. Pytanie było tym razem retoryczne, wszak
    odpowiedź na nie dałeś już wcześniej, a zadane zostało dla ponownego
    podkreślenia tego, że nie ma _jednej_ metody wychowawczej. W z związku z
    tym nie ma jednego wytyczonego modelu wychowywania uczniów przez nauczycieli,
    na którym mamy pewność, że sąd się oprze (jakby co).
    Już pisałam, że dla mnie wyrzucanie za drzwi to nie żaden środek
    wychowawczy, a porażka nauczyciela. A swoją drogą, ciekawe, czy jakiś
    regulamin szkolny przewiduje taką karę: stanie na korytarzu do końca
    lekcji. A jeśli regulamin by nie przewidywał, to czy można ją
    stosować?

    >> >> Jak ma się zaopiekować uczniem, kiedy wysłał go na korytarz?
    >> >
    >> > Na zasadach określonych w art. 354 k.c.
    >>
    >> O to chodzi?
    >> "Dłużnik powinien wykonać zobowiązanie zgodnie z jego treścią i w
    >> sposób odpowiadający jego celowi społeczno-gospodarczemu oraz zasadom
    >> współżycia społecznego, a jeżeli istnieją w tym zakresie ustalone
    >> zwyczaje -- także w sposób odpowiadający tym zwyczajom."
    >
    > Tak, o to chodzi. O sposób wykonania zobowiązania opieki nad cudzym dzieckiem.

    No to jak się zobowiązał, to przede wszystkim nie wyrzuca go za
    drzwi.

    >> Ale ta sprawa zupełnie inna. Jest wycieczka, jest czas wolny
    >
    > To nie jest czas wolny, a zorganizowane zajęcia pod opieką nauczycieli. Tak
    > jak lekcja.

    Czas wolny na wycieczce oczywiście. Nie jeździłeś na wycieczki i
    kolonie? Nie miałeś tzw. 'czasu wolnego'?

    >
    >> nie można przy każdym postawić nauczyciela, ani nie można wszystkich
    >> zamknąć w jednym pomieszczeniu.
    >
    > Organizując dyskotekę, można nie pozwalać wychodzić z sali tanecznej, nie
    > puszczać do pokojów, a do ubikacji tylko w pojedyńczo, w koniecznych
    > przypadkach, polecając zaraz wrócić. Oczywiste jest, że w dzisiejszych
    > czasach można podejrzewać, że młodzież rozpuszczona podczas dyskoteki po
    > pokojach może palić, pić, albo i coś więcej. Nauczyciel, który tego nie
    > przewidzi, to kiepski albo przedwojenny nauczyciel.
    > Jak myślisz, czemu prokurator nie poszedł za tym tokiem rozumowania?

    Może zdawał sobie sprawę, że nie można cały czas trzymać uczniów na
    smyczy, może uznał, że chodzenia po gzymsie to nawet najlepszy
    nauczyciel nie przewidzi.

    Widzisz, mi nie chodzi o to, że ucznia trzeba krótko i na smyczy
    (choć D. Chętkowski chyba wbrew swoim zamiarom, a także dresy z
    Torunia i Poznania sprawili, że zaczęłam się zastanawiać czy właśnie nie
    tak trzeba), chodzi mi tylko o to, żeby nie przekraczać granic swoich
    kompetencji i nie odbierać uczniom praw, które mają (inna sprawa czy
    powinni je mieć i czy kompetencje nie powinny być większe).

    A co się tyczy aspektu wychowawczego, to chodzi też o to, żeby nie
    stracić twarzy i autorytetu, a aby to zrobić trzeba zawsze myśleć o
    jeden krok do przodu, tak jak w szachach, trzeba przewidzieć co zrobi
    'przeciwnik'. Nie uważasz, że znalazłbyś się w głupiej sytuacji, gdybyś
    powiedział 'wyjdź za drzwi', a uczeń powiedziałby 'nie'? Masz wyjście z
    twarzą z tej sytuacji? Tu już oczywiście chodzi o poradę wychowaczą, nie
    prawną. Zawsze może się przydać, może da się to też zaadaptować do
    innej sytuacji.

    Renata


  • 59. Data: 2004-02-16 08:12:06
    Temat: Re: komorka i nauczyciel
    Od: "Roman G." <r...@N...gazeta.pl>

    Renata Gołębiowska <R...@a...waw.pl> napisał(a):

    > Już pisałam, że dla mnie wyrzucanie za drzwi to nie żaden środek
    > wychowawczy, a porażka nauczyciela.

    Kiedyś mój dwulatek nie chciał jeść i pluł kaszką przy rodzinnym stole.
    Zastosowałem się do poradnika i odesłałem go na trzy minuty do kąta do jego
    pokoju. To była porażka, czy metoda wychowawcza? Okazałem się złym ojcem?

    > A swoją drogą, ciekawe, czy jakiś
    > regulamin szkolny przewiduje taką karę: stanie na korytarzu do końca
    > lekcji. A jeśli regulamin by nie przewidywał, to czy można ją
    > stosować?

    Ciekaw jestem, jak pod względem prawnym - mając takie poglądy, jakie masz -
    poradzisz sobie z metodą stosowaną w jednym z łódzkich gimnazjów:
    Za palenie papierosów uczeń musi wypić 50 g oleju jadalnego, za przeklinanie -
    zjeść dużą szczyptę soli.
    Ilości były konsultowane z lekarzami, metoda jest stosowana od 4 lat, uznana
    została za zgodną z prawem.
    Jest to jedno z nielicznych gimnazjów, gdzie dyrekcja nie boi się przyjmować
    młodzieży trudnej, w tym tworzyć klas uzawodowionych.

    > > Tak, o to chodzi. O sposób wykonania zobowiązania opieki nad cudzym
    dzieckiem.
    > No to jak się zobowiązał, to przede wszystkim nie wyrzuca go za
    > drzwi.

    Jak dla mnie zbyt wąsko rozumiesz pojęcie 'opieka'.

    > A co się tyczy aspektu wychowawczego, to chodzi też o to, żeby nie
    > stracić twarzy i autorytetu, a aby to zrobić trzeba zawsze myśleć o
    > jeden krok do przodu, tak jak w szachach, trzeba przewidzieć co zrobi
    > 'przeciwnik'. Nie uważasz, że znalazłbyś się w głupiej sytuacji, gdybyś
    > powiedział 'wyjdź za drzwi', a uczeń powiedziałby 'nie'? Masz wyjście z
    > twarzą z tej sytuacji? Tu już oczywiście chodzi o poradę wychowaczą, nie
    > prawną. Zawsze może się przydać, może da się to też zaadaptować do
    > innej sytuacji.

    Wraz z pewną panią metodyk opracowujemy właśnie cały cykl zajęć dla
    nauczycieli na temat utrzymywania ładu i porządku w klasie oraz wyrabiania
    autorytetu. Pobieżna odpowiedź na zadane przez Ciebie pytanie, jak szacujemy,
    zajmie nam 14 godzin dydaktycznych.
    :-))

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 60. Data: 2004-02-16 09:05:04
    Temat: Re: komorka i nauczyciel
    Od: "Roman G." <r...@N...gazeta.pl>

    poreba <d...@p...com> napisał(a):

    > Takie szczegóły jak:
    > "a na koncie to ja miałem psze Pana 100zł, a nie 12",

    Biling.

    > "ale ja miałem aku nówki a teraz są padnięte" czy
    > "Proszę Pana ja synkowi dałem komóre za siedem stow
    > bez rozlanego wyświetlacza"

    Może się nieźle naciąć, bo wcale nie musi wiedzieć, że zaraz po zakończeniu
    lekcji pokazałem wszystkie uszkodzenia kilku osobom z grona pedagogicznego,
    którzy w sądzie zaświadczą podczas procesu o pomówienie narażające na utratę
    zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu, że aparat w takim stanie był. W
    grę wchodzi też pewnie późniejsza odpowiedzialność karna za składanie
    fałszywych zeznań.

    > pomijasz jako nieistotne nie nie powodujące problemów?

    Nauczyciel, który unika problemów, nie powinien być nauczycielem.

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

strony : 1 ... 5 . [ 6 ] . 7 . 8


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1