Witam.

Ponad 2 lata po po przyznaniu mi rekompensaty za mienie zabużańskie skarb
państwa w osobie BGK wreszcie łaskawie wypłaci mi kasę.

Tak się zastanawiam nad szansami procesu o odszkodowanie za utracone korzyści.

Kasę powinienem mieć teoretycznie tuż po uprawomocnieniu się decyzji o
odszkodowaniu (co miało miejsce w styczniu 2007) - nie wiem ile dokładnie
kodeks postępowania administracyjnego przewiduje na realizację powinności
wobec obywatela - 2 tygodnie? Miesiąc?

W każdym razie od dwóch lat powinienem dysponować tymi pieniędzmi.
W tym czasie mogłem za nie kupić np. dolary po 2pln i sprzedać je teraz. Więc
dzięki przeraźliwej opieszałości administracji publicznej pozbawiony zostałem
takiej możliwości.

Druga sprawa - rekompensata została wyliczona na podstawie wyceny utraconego
majątku. Wycena została wykonana 3 lata temu a przecież od tamtego czasu
nieruchomości które posłużyły za punkt odniesienia do wyceny, drastycznie
podrożały - gdybym dziś robił tą wycenę, być może wartość majątku będąca
podstawą do wyliczenia rekompensaty byłaby o 50% wyższa.
Więc realnie dostanę teraz sporo mniej niż powinienem dostać w momencie
przyznania prawa do rekompensaty. Zostanie to co prawda zwaloryzowane o
inflację ale to przecież "śmiech na sali". W dodatku waloryzacja liczona jest
od momentu przyznania prawa do rekompensaty a nie od momentu sporządzenia
wyceny...

To jest więc drugi kop w zadek, jaki w ten sposób dostaję od państwa polskiego.

Co myślicie o szansach na powodzenie takiego procesu wytoczonego skarbowi państwa:

1. o utracone korzyści
2. o urealnienie wysokości rekompensaty do wartości nieruchomości
obowiązującej w momencie wypłaty pieniędzy a nie w momencie przyznania prawa
do rekompensaty?

Na to jakieś szanse na sukces?



--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/