eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawo › praca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa?
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 12

  • 1. Data: 2006-04-05 21:29:15
    Temat: praca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa?
    Od: "Hania " <v...@g...SKASUJ-TO.pl>

    intryguje mnie wczorajsze zdażenie oraz jego potencjalne efekty (o
    odpowiedzialnosci sluzbowej nie wspomnę).
    Mianowicie: facet (ekhm, ojciec mój, niestety) gania z siekierą po
    mieszkaniu za mamą (jak zwykle sprawa z kat. "bo zupa była za słona"). Matka
    od lat ignorowała rzucanie się na nią z łapami. Cóż, ojciec do siłaczy nie
    należy, więc temu się nie dziwię. Mi jednak widok tatuncia celującego w
    matkę z pistoletu (tatuncio byl milicjantem, a mnie kawaly o nich nie
    smiesza, bo to rzeczywiscie ludzie myslacy inaczej) sprawil, ze traktuje go
    jedynie jako ojca biologicznego. Potem bylo rzucanie sie z nozyczkami, ze
    mna tez sie szarpal, z sąsiadami kłócił, ktoś na ulicy za pyskówki mu
    szczękę złamal itede...w pracy był popychany, to w domu "gieroj" - klasyka
    przypadku.
    No ale wczoraj: gania za matka z siekiera, mama wzywa policje. W tzw.
    międzyczasie ojciec skrywa się u sąsiadki, która przed policja mowi, ze
    siekiery nie ma, nam jednak (przyjechalam do matki po pol godz.), ze
    siekiera jest w domu rodzicow, czyli sprawa owego przedmiotu dziwnym trafem
    nie jest jej obca (dziwnym, bo gdyby go nie bylo, nie wspominalaby o nim
    wcale). Policja sasiadki nie przeszukuje, rozumiem, przepisy: nakaz
    musieliby miec, nakaz musialby miec pieczatki i podpisy, a na to trzeba
    czasu. Duzo czasu. Cos tam policjanci pisza sobie, mamie kaza isc do
    dzielnicowego (sami sa z innego rejonu), "nic" nie widza (choc mama ma juz
    zasinienia od zacisnietych na jej rekach palcow ojca i od kopniaków na
    nogach). Jada sobie i jeszcze łajają, że inni bardziej potrzebują ich
    pomocy, a oni siekiery nie widzą, ran tudzież, więc pa-pa.

    Next day: mama idzie na komendę własciwą miejscu zamieszkania, pyta o
    dzielnicowego, i czy ten ma jakąś notatkę o interwencji policji w jego
    rejonie. Na komendzie pytają: a z ktorej komendy tamen patrol był? - mama
    nie wie, była wczoraj w szoku i takich szczególów nie zanotowała, biegnie do
    mnie, na szczęście wiedziałam. Na komendzie ani sladu o zdarzeniu, a doba
    minęła, miasto wojewodzkie, radiowozow od licha, faksy, inne media, a tu
    ciiiichooo, nic! Dalsze rady na komendzie to: opinia medycyny sądowej ("ale
    paani, te siniaki to nic"), poza tym 140 zł sobie pójdzie, na moje dictum,
    że wystarczy zapis w książeczce lekarskiej u lekarza med. rodzinnej rzekli
    filozoficznie "no, ale to żaden dowód jest, kwitek z pieczątką to kwitek".
    Po uzyskaniu magicznego kwitka dopiero nalezy potuptać na komendę (mama ma
    67 lat i tak musi tuptać od Annasza do Kajfasza), tam spiszą protokół
    (dziwowali się wielce, że na miejscu patrol niczego nie spisał). Ja zaś
    bardziej dziwuję się, że w komendzie rejonowej po całej dobie nie ma śladu
    zapisu zdarzenia. Dzielnicowy nic nie wie, nota bene inna sąsiadka radziła
    mamie, by szła, a nie dzwoniła na policję, bo tamta, ilekroć dzwoniła do
    dzielnicowego, tego nie było. To ja się jeszcze pytam, co by było, gdyby
    taki były milicjant wyzywał sie na osobie nie mogącej sie poruszac o
    własnych silach. Kurcze, tyle lat mam, a sie jeszcze tak glupio pytam. Wyc
    mi sie chce, i tyle. A tatus sobie oglada teraz telewizorek.

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 2. Data: 2006-04-06 05:06:52
    Temat: Re: praca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa?
    Od: "SQLwysyn" <s...@s...pl>


    Użytkownik "Hania " <v...@g...SKASUJ-TO.pl> napisał w wiadomości
    news:e11crb$fih$1@inews.gazeta.pl...
    > intryguje mnie wczorajsze zdażenie oraz jego potencjalne efekty (o
    > odpowiedzialnosci sluzbowej nie wspomnę).

    Złóż skargę wyżej - do komendy dzielnicowej/wojewódzkiej. Zaraz sie im na
    posterunku w
    d...ch zagotuje.

    --
    SQLwysyn
    "If the First Amendment will protect a scumbag like me, it will protect all
    of you" - Larry Flynt


  • 3. Data: 2006-04-06 05:21:01
    Temat: Re: praca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa?
    Od: "Hania " <v...@W...gazeta.pl>

    SQLwysyn <s...@s...pl> napisał(a):

    >
    > Użytkownik "Hania " <v...@g...SKASUJ-TO.pl> napisał w wiadomości
    > news:e11crb$fih$1@inews.gazeta.pl...
    > > intryguje mnie wczorajsze zdażenie oraz jego potencjalne efekty (o
    > > odpowiedzialnosci sluzbowej nie wspomnę).
    >
    > Złóż skargę wyżej - do komendy dzielnicowej/wojewódzkiej. Zaraz sie im na
    > posterunku w
    > d...ch zagotuje.


    mysle, ze tak zrobie. Bo tez mysle, ze ci panowie mundurowi, co sobie
    przyjechali z uaski, to te karcinki wypisywane sobie mogli wlasnie wyrwac i
    zrobic w nich latawce. ...i troche sie mamie nie dziwie, ze nie chce g*
    ruszac, napatrzyla sie i nasluchala...np. o kobiecie, co po zabiciu 21latki
    po 3 latach kicha wyszla na wolnosc...anemie leczyc. To w wiezieniu nie
    podaliby jej witaminek i zelaza? No i tak sie wlasnie pytam.

    zdrowki
    hania

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 4. Data: 2006-04-06 13:24:48
    Temat: Re: praca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa?
    Od: mauser50 <m...@g...com>

    Hania napisał(a):
    > intryguje mnie wczorajsze zdażenie oraz jego potencjalne efekty (o
    > odpowiedzialnosci sluzbowej nie wspomnę).
    > Mianowicie: facet (ekhm, ojciec mój, niestety) gania z siekierą po
    > mieszkaniu za mamą (jak zwykle sprawa z kat. "bo zupa była za słona"). Matka
    > od lat ignorowała rzucanie się na nią z łapami. Cóż, ojciec do siłaczy nie
    > należy, więc temu się nie dziwię. Mi jednak widok tatuncia celującego w
    > matkę z pistoletu (tatuncio byl milicjantem, a mnie kawaly o nich nie
    > smiesza, bo to rzeczywiscie ludzie myslacy inaczej) sprawil, ze traktuje go
    > jedynie jako ojca biologicznego. Potem bylo rzucanie sie z nozyczkami, ze
    > mna tez sie szarpal, z sąsiadami kłócił, ktoś na ulicy za pyskówki mu
    > szczękę złamal itede...w pracy był popychany, to w domu "gieroj" - klasyka
    > przypadku.
    > No ale wczoraj: gania za matka z siekiera, mama wzywa policje. W tzw.
    > międzyczasie ojciec skrywa się u sąsiadki, która przed policja mowi, ze
    > siekiery nie ma, nam jednak (przyjechalam do matki po pol godz.), ze
    > siekiera jest w domu rodzicow, czyli sprawa owego przedmiotu dziwnym trafem
    > nie jest jej obca (dziwnym, bo gdyby go nie bylo, nie wspominalaby o nim
    > wcale). Policja sasiadki nie przeszukuje, rozumiem, przepisy: nakaz
    > musieliby miec, nakaz musialby miec pieczatki i podpisy, a na to trzeba
    > czasu. Duzo czasu. Cos tam policjanci pisza sobie, mamie kaza isc do
    > dzielnicowego (sami sa z innego rejonu), "nic" nie widza (choc mama ma juz
    > zasinienia od zacisnietych na jej rekach palcow ojca i od kopniaków na
    > nogach). Jada sobie i jeszcze łajają, że inni bardziej potrzebują ich
    > pomocy, a oni siekiery nie widzą, ran tudzież, więc pa-pa.
    >
    > Next day: mama idzie na komendę własciwą miejscu zamieszkania, pyta o
    > dzielnicowego, i czy ten ma jakąś notatkę o interwencji policji w jego
    > rejonie. Na komendzie pytają: a z ktorej komendy tamen patrol był? - mama
    > nie wie, była wczoraj w szoku i takich szczególów nie zanotowała, biegnie do
    > mnie, na szczęście wiedziałam. Na komendzie ani sladu o zdarzeniu, a doba
    > minęła, miasto wojewodzkie, radiowozow od licha, faksy, inne media, a tu
    > ciiiichooo, nic! Dalsze rady na komendzie to: opinia medycyny sądowej ("ale
    > paani, te siniaki to nic"), poza tym 140 zł sobie pójdzie, na moje dictum,
    > że wystarczy zapis w książeczce lekarskiej u lekarza med. rodzinnej rzekli
    > filozoficznie "no, ale to żaden dowód jest, kwitek z pieczątką to kwitek".
    > Po uzyskaniu magicznego kwitka dopiero nalezy potuptać na komendę (mama ma
    > 67 lat i tak musi tuptać od Annasza do Kajfasza), tam spiszą protokół
    > (dziwowali się wielce, że na miejscu patrol niczego nie spisał). Ja zaś
    > bardziej dziwuję się, że w komendzie rejonowej po całej dobie nie ma śladu
    > zapisu zdarzenia. Dzielnicowy nic nie wie, nota bene inna sąsiadka radziła
    > mamie, by szła, a nie dzwoniła na policję, bo tamta, ilekroć dzwoniła do
    > dzielnicowego, tego nie było. To ja się jeszcze pytam, co by było, gdyby
    > taki były milicjant wyzywał sie na osobie nie mogącej sie poruszac o
    > własnych silach. Kurcze, tyle lat mam, a sie jeszcze tak glupio pytam. Wyc
    > mi sie chce, i tyle. A tatus sobie oglada teraz telewizorek.
    >
    Twoja mama musi być przede wszystkim zdecydowana aby przejść całą
    procedure bo jak na razie z tego co piszesz wynika,że to właśnie ona
    jest osoba poszkodowaną a nie ty. Policjanci podchodza do tego typu
    zdarzeń standardowo dlatego, że około 75 % osób najbliższych
    składających wczesniej wniosek o ściganie sprawcy (mężą, syna żony)taki
    wniosek później wycofuje i wszystko zaczyna sie od nowa. Miłość jest
    ślepa a Temida też z przepaską na oczach występuje.


  • 5. Data: 2006-04-06 17:48:43
    Temat: Re: praca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa?
    Od: "Robert Tomasik" <r...@g...pl>

    Hania [###v...@g...SKASUJ-TO.pl.###] napisał:


    W skrócie:

    1) Policjant do dokonania przeszukania w takiej sytuacji nie
    potrzebuje nakazu. Ale musi być osoba, która oficjalnie i
    jednoznacznie stwierdzi, że ta siekiera jest pod tym adresem. Bo
    trudno przeszukiwać wszystkie domy w poszukiwaniu siekiery, tym
    bardziej że pewnie nie wiadomo dokładnie jak owa siekiera ma wyglądać
    i po czym ją odróżnić od siekiery sąsiadki.

    2) Spowodowanie zasinienia u kogokolwiek jest przestępstwem, ale
    ściganym z oskarżenia prywatnego, bowiem nie wyobrażam sobie, by
    spowodowało obrażenia trwające ponad 7 dni. Natomiast samo bieganie z
    siekierą, to już groźba karalna co najmniej, jeśli nawet nie
    usiłowanie zabójstwa. A to już spokojnie podlega ściganiu przez
    prokuratora, w najgorszym razie na wniosek.

    3) Fakt, że przyjechali policjanci z innego rejonu był skutkiem
    kategorii zdarzenia. Po otrzymaniu telefonu, że ktoś za kimś biega z
    siekierą Dyżurny "pcha" na zdarzenie to, co ma pod ręką i jest
    najbliżej. Równie dobrze mógł przyjechać nawet Ruch Drogowy. Ale nie
    oczekuj od tych policjantów obsłużenia zdarzenia na miejscu, bo oni
    nawet koniecznych druków nie moją ze sobą. Przyjechali z zadaniem
    zatrzymania furiata i ratowania ludzkiego życia. Ale nie będą się
    wdawać w prowadzeń śledztwa, bo najczęściej za kilka minut inny furiat
    lata z inną siekierą w innej dzielnicy.

    4) Przestępstwo zgłasza się Policji, a nie policjantowi. Stąd
    policjanci na miejscu jedynie pouczają o konieczności stawienia się w
    jednostce Policji. To, że jednostka właściwa terytorialnie o niczym
    nie wiedziała wcale nie jest dziwny. No bo kto i po co miałby ją
    informować? Jak mama przyszła, to przyjęto od niej zawiadomienie.
    Gdyby trzeba było, to również bez Twojej wiedzy ustalono by, która
    załoga przeprowadziła interwencję. Tyle, że trwało by to trochę
    dłużej. Same materiały z interwencji, jeśli w ogóle jakieś powstały,
    to spokojnie kilka dni będą przesyłane. Tego się nie przesyła faksem,
    tylko tzw. pocztą resortową, bo przecież do akt musi być oryginalna
    notatka z podpisem policjanta, a nie faks. No i wymaga to po drodze
    kilku podpisów. Nie mniej niż trzy dni, a może i tydzień iść, jak
    gdzieś kogoś akurat nie będzie.

    Natomiast dziwię się, że po otrzymaniu zawiadomienia o tym bieganiu z
    siekierą nie zatrzymano Twojego ojca. Chyba, ze zbiegł przed
    przyjazdem policjantów. Bo w przeciwnym wypadku spokojnie były
    podstawy.


  • 6. Data: 2006-04-06 20:36:19
    Temat: Re: praca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa?
    Od: "Hania " <v...@W...gazeta.pl>

    Robert Tomasik <r...@g...pl> napisał(a):

    > 1) Policjant do dokonania przeszukania w takiej sytuacji nie
    > potrzebuje nakazu. Ale musi być osoba, która oficjalnie i
    > jednoznacznie stwierdzi, że ta siekiera jest pod tym adresem. Bo
    > trudno przeszukiwać wszystkie domy w poszukiwaniu siekiery, tym
    > bardziej że pewnie nie wiadomo dokładnie jak owa siekiera ma wyglądać
    > i po czym ją odróżnić od siekiery sąsiadki.


    no wiec sprawe "olali" tym bardziej, ze ojciec siedzial wlasnie u tej
    sasiadki w mieszkaniu, a ja z owa sasiadka przy policji dyskutowalam (tzn
    mowilam jej, ze ukrywa przedmiot przestepstwa i bedzie miala kogos na
    sumieniu, ta dostala piany i wyzywala mnie od gowniar, wrzeszczala ze jestem
    cyt.: "zbyt mloda, by to zrozumiec" - no wiec do licha co zrozumiec, i po co
    wrzeszczec, jak nic sie nie ma na sumieniu?????

    > 2) Spowodowanie zasinienia u kogokolwiek jest przestępstwem, ale
    > ściganym z oskarżenia prywatnego, bowiem nie wyobrażam sobie, by
    > spowodowało obrażenia trwające ponad 7 dni. Natomiast samo bieganie z
    > siekierą, to już groźba karalna co najmniej, jeśli nawet nie
    > usiłowanie zabójstwa. A to już spokojnie podlega ściganiu przez
    > prokuratora, w najgorszym razie na wniosek.


    No wiec wniosek matka napisze, ale widac jest zbyt niewiarygodna dla
    pracownikow policji, by zatrzymali goscia z piana na ustach (siekiere
    oczywiscie zdazyl schowac u owej sasiadki). BTW siekier - jaki problem zdjac
    odciski, chocby i z dziesieciu podobnych przedmiotow? Nie sadze, by na pow.
    ok. 43m2 ukryla ich wiecej ;-//

    > 3) Fakt, że przyjechali policjanci z innego rejonu był skutkiem
    > kategorii zdarzenia. Po otrzymaniu telefonu, że ktoś za kimś biega z
    > siekierą Dyżurny "pcha" na zdarzenie to, co ma pod ręką i jest
    > najbliżej. Równie dobrze mógł przyjechać nawet Ruch Drogowy. Ale nie
    > oczekuj od tych policjantów obsłużenia zdarzenia na miejscu, bo oni
    > nawet koniecznych druków nie moją ze sobą. Przyjechali z zadaniem
    > zatrzymania furiata i ratowania ludzkiego życia. Ale nie będą się
    > wdawać w prowadzeń śledztwa, bo najczęściej za kilka minut inny furiat
    > lata z inną siekierą w innej dzielnicy.


    To akurat nie ja sie dziwilam, tylko pracownicy komisariatu wlasciwego
    miejscu zamieszkania, czyli ludzie na codzien majacy z podobnymi zdarzeniami
    do czynienia. Dla mnie byl to pierwszy, oby ostatni (choc w to nie wierze)
    raz.

    > 4) Przestępstwo zgłasza się Policji, a nie policjantowi. Stąd
    > policjanci na miejscu jedynie pouczają o konieczności stawienia się w
    > jednostce Policji. To, że jednostka właściwa terytorialnie o niczym
    > nie wiedziała wcale nie jest dziwny. No bo kto i po co miałby ją
    > informować? Jak mama przyszła, to przyjęto od niej zawiadomienie.
    > Gdyby trzeba było, to również bez Twojej wiedzy ustalono by, która
    > załoga przeprowadziła interwencję. Tyle, że trwało by to trochę
    > dłużej. Same materiały z interwencji, jeśli w ogóle jakieś powstały,
    > to spokojnie kilka dni będą przesyłane. Tego się nie przesyła faksem,
    > tylko tzw. pocztą resortową, bo przecież do akt musi być oryginalna
    > notatka z podpisem policjanta, a nie faks. No i wymaga to po drodze
    > kilku podpisów. Nie mniej niż trzy dni, a może i tydzień iść, jak
    > gdzieś kogoś akurat nie będzie.

    OK, moze sie czepiam. Jednak ta powszechna niewiedza, wrecz "udawanie
    glupiego", odsylanie matki od jednych drzwi do drugich wlasnie takie
    podejrzenia powoduja...podejrzenia, ze skoro siekiery nie bylo, to sprawy
    nie bylo, to i z notatek sobie mozna zrobic latawce, bo co taka stara,
    zastraszona kobieta z tym zrobi??? Posiedzi i poczeka na cd...az wreszcie
    bedzie do czego przyjezdzac.


    > Natomiast dziwię się, że po otrzymaniu zawiadomienia o tym bieganiu z
    > siekierą nie zatrzymano Twojego ojca. Chyba, ze zbiegł przed
    > przyjazdem policjantów. Bo w przeciwnym wypadku spokojnie były
    > podstawy.
    >

    Nie, siedzial spokojnie u sasiadki, tzn. nie tyle spokojnie: jak ja
    zapukalam do jej drzwi zaczal wrzeszczec i radzic jej, by wytoczyla mi
    sprawe do kolegium o naruszanie spokoju itd - koles jest do kar kolegiow
    przyzwyczajony, bo co chwila dostaje kare za to, ze sie kloci i wyzywa
    funkcjonariuszy drogowki czy sluzb miejskich (brak wladzy mu dokucza)...no i
    mysli, ze wszyscy tak powinni...

    zdrowki
    hania

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 7. Data: 2006-04-06 21:24:32
    Temat: Re: praca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa?
    Od: "Robert Tomasik" <r...@g...pl>

    Hania [###v...@W...gazeta.pl.###] napisał:
    > Robert Tomasik <r...@g...pl> napisał(a):
    >> 1) Policjant do dokonania przeszukania w takiej sytuacji nie
    >> potrzebuje nakazu. Ale musi być osoba, która oficjalnie i
    >> jednoznacznie stwierdzi, że ta siekiera jest pod tym adresem. Bo
    >> trudno przeszukiwać wszystkie domy w poszukiwaniu siekiery, tym
    >> bardziej że pewnie nie wiadomo dokładnie jak owa siekiera ma
    wyglądać
    >> i po czym ją odróżnić od siekiery sąsiadki.
    > no wiec sprawę "olali" tym bardziej, ze ojciec siedział właśnie u
    tej
    > sąsiadki w mieszkaniu, a ja z owa sąsiadka przy policji dyskutowałam
    (tzn.
    > mówiłam jej, ze ukrywa przedmiot przestępstwa i bedzie miała kogoś
    na
    > sumieniu, ta dostała piany i wyżywała mnie od gówniar, wrzeszczała
    ze
    > jestem cyt.: "zbyt młoda, by to zrozumieć" - no wiec do licha co
    > zrozumieć, i po co wrzeszczeć, jak nic się nie ma na sumieniu?????

    Istnienie lub nie owej siekiery u sąsiadki nie jest w tej sytuacji
    żadnym dowodem. Jej zabezpieczanie miało by sens, gdyby na niej były
    jakieś ślady. Od samego biegania żadne ślady nie zostają.

    >> 2) Spowodowanie zasinienia u kogokolwiek jest przestępstwem, ale
    >> ściganym z oskarżenia prywatnego, bowiem nie wyobrażam sobie, by
    >> spowodowało obrażenia trwające ponad 7 dni. Natomiast samo bieganie
    z
    >> siekierą, to już groźba karalna co najmniej, jeśli nawet nie
    >> usiłowanie zabójstwa. A to już spokojnie podlega ściganiu przez
    >> prokuratora, w najgorszym razie na wniosek.
    > No wiec wniosek matka napisze, ale widać jest zbyt niewiarygodna dla
    > pracowników policji, by zatrzymali gościa z piana na ustach
    (siekierę
    > oczywiście zdążył schować u owej sąsiadki). BTW siekier - jaki
    problem
    > zdjąć odciski, choćby i z dziesięciu podobnych przedmiotów? Nie
    sadze,
    > by na pow. ok. 43m2 ukryła ich więcej ;-//

    Tu nie o to chodzi. czego dowodem mają niby być jego odciski palców na
    siekierze leżącej u sąsiadki? Nie mamy w kraju zakazu brania do ręki
    siekiery. A fakt, że ojciec latał za mamą będzie bardziej wynikał z
    zeznań świadków, niz. z tych odcisków palców.

    >> 3) Fakt, że przyjechali policjanci z innego rejonu był skutkiem
    >> kategorii zdarzenia. Po otrzymaniu telefonu, że ktoś za kimś biega
    z
    >> siekierą Dyżurny "pcha" na zdarzenie to, co ma pod ręką i jest
    >> najbliżej. Równie dobrze mógł przyjechać nawet Ruch Drogowy. Ale
    nie
    >> oczekuj od tych policjantów obsłużenia zdarzenia na miejscu, bo oni
    >> nawet koniecznych druków nie moją ze sobą. Przyjechali z zadaniem
    >> zatrzymania furiata i ratowania ludzkiego życia. Ale nie będą się
    >> wdawać w prowadzeń śledztwa, bo najczęściej za kilka minut inny
    furiat
    >> lata z inną siekierą w innej dzielnicy.
    > To akurat nie ja się dziwiłam, tylko pracownicy komisariatu
    właściwego
    > miejscu zamieszkania, czyli ludzie na godzien mający z podobnymi
    > zdarzeniami do czynienia. Dla mnie był to pierwszy, oby ostatni
    (choć w
    > to nie wierze) raz.

    Ja tam w tym nic dziwnego nie widzę i nie rozumiem czemu oni się
    dziwili.

    >> 4) Przestępstwo zgłasza się Policji, a nie policjantowi. Stąd
    >> policjanci na miejscu jedynie pouczają o konieczności stawienia się
    w
    >> jednostce Policji. To, że jednostka właściwa terytorialnie o niczym
    >> nie wiedziała wcale nie jest dziwny. No bo kto i po co miałby ją
    >> informować? Jak mama przyszła, to przyjęto od niej zawiadomienie.
    >> Gdyby trzeba było, to również bez Twojej wiedzy ustalono by, która
    >> załoga przeprowadziła interwencję. Tyle, że trwało by to trochę
    >> dłużej. Same materiały z interwencji, jeśli w ogóle jakieś
    powstały,
    >> to spokojnie kilka dni będą przesyłane. Tego się nie przesyła
    faksem,
    >> tylko tzw. pocztą resortową, bo przecież do akt musi być oryginalna
    >> notatka z podpisem policjanta, a nie faks. No i wymaga to po drodze
    >> kilku podpisów. Nie mniej niż trzy dni, a może i tydzień iść, jak
    >> gdzieś kogoś akurat nie będzie.
    > OK, może się czepiam. Jednak ta powszechna niewiedza, wręcz
    "udawanie
    > głupiego", odsyłanie matki od jednych drzwi do drugich właśnie takie

    > podejrzenia powodują...podejrzenia, ze skoro siekiery nie było, to
    sprawy
    > nie było, to i z notatek sobie można zrobić latawce, bo co taka
    stara,
    > zastraszona kobieta z tym zrobi??? Posiedzi i poczeka na CD...aż
    wreszcie
    > bedzie do czego przyjeżdżać.

    Jak już pisałem sama siekiera dowodem niczego tak naprawdę nie jest.
    Równie dobrze mama mogła by wiedzieć, że sąsiadka ma za drzwiami
    siekierę i widząc wchodzącego do sąsiadki ojca wezwać Policję
    informując, ze została zaatakowana.

    >> Natomiast dziwię się, że po otrzymaniu zawiadomienia o tym bieganiu
    z
    >> siekierą nie zatrzymano Twojego ojca. Chyba, ze zbiegł przed
    >> przyjazdem policjantów. Bo w przeciwnym wypadku spokojnie były
    >> podstawy.
    > Nie, siedział spokojnie u sąsiadki, tzn. nie tyle spokojnie: jak ja
    > zapukałam do jej drzwi zaczął wrzeszczeć i radzić jej, by wytoczyła
    mi
    > sprawę do kolegium o naruszanie spokoju itd. - koleś jest do kar
    kolegiów
    > przyzwyczajony, bo co chwila dostaje karę za to, ze się kłóci i
    wyzywa
    > funkcjonariuszy drogówki czy służb miejskich (brak wladzy mu
    > dokucza)...no i mysli, ze wszyscy tak powinni...


    A nie próbowaliście go leczyć? Bo z tego co piszesz, to jemu bardziej
    jest lekarz niż prokurator potrzebny. Inna sprawa, że nie wiem po co
    tam pukałaś.


  • 8. Data: 2006-04-07 10:16:13
    Temat: Re: praca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa?
    Od: "Hania " <v...@W...gazeta.pl>

    Robert Tomasik <r...@g...pl> napisał(a):

    > A nie próbowaliście go leczyć? Bo z tego co piszesz, to jemu bardziej
    > jest lekarz niż prokurator potrzebny. Inna sprawa, że nie wiem po co
    > tam pukałaś.

    O ile wiem, w PL przymus leczenia nie wystepuje, a ojcu wydaje sie ze to caly
    swiat jest pokrecony, a jedynie on - zdrowy.
    Lekarz to na pewno bezie potrzebny jak tatus odnajdzie siekierke.

    BTW powyzszego, czy mi sie wydaje, czy wlasnie odkrecasz kota ogonem, w
    jednym poscie sugerujac, ze policja moglaby, gdyby chciala, przeszukac
    mieszkanie sasiadki wskazane jako miejsce przechowywania owej siekiery,
    moglaby zatrzymac ojca juz po samym wezwaniu policji, a w nastepnym (tzn tym,
    na ktory teraz odpowiadam) piszesz, ze wlasciwie zadna reakcja nie byla
    potrzebna i dziwisz sie, ze chcialam naklonic sasiadke do oddania tej
    siekiery? Wot i relatywizm sytuacji.

    Fakt, tatusiowi przydalby sie doktor: srzywdzony przez los fajtlapa, ktory
    nie potrafil utrzymac sie w srodowisku, ktoremu dzieci w piaskownicy lopatki
    zabieraly i wysmiewaly go od ciapy...oczywiscie, ze jest to argument i
    rozgrzeszenie do pozniejszego latania za najbizszymi z siekiera,(za ulubionym
    pieskiem, ktory wskoczyl mu z radosci na samochod ganial z widlami),
    nozyczkami, czy straszenia nabitym pistoletem.

    BTW doktorkow - kolezanka po psychologii opowiadala mi, ze na cwiczeniach ze
    schozofrenikiem dopiero po 2 godz. odkryli, ze gosciu zyje w innym swiecie. A
    wizyta (standardowa) u lekarza trwa 5 min. - na taki czas ojciec potrafi grac
    swietego.

    a ja sie jak zwykle czepiam
    hanka

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 9. Data: 2006-04-07 19:32:46
    Temat: Re: praca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa?
    Od: "Robert Tomasik" <r...@g...pl>

    Hania [###v...@W...gazeta.pl.###] napisał:

    > O ile wiem, w PL przymus leczenia nie wystepuje, a ojcu wydaje sie
    ze to
    > caly swiat jest pokrecony, a jedynie on - zdrowy.

    Jak niemal każdemu horemu psychicznie. Porozmawiaj z jakimś lekarzem.
    W razie braku zgody ojca można taką zgodę uzyskać od sądu. Latanie za
    kimś z siekierą to już ostatnie stadium. Będziecie czekać, jak kogoś
    trafi?

    > Lekarz to na pewno bezie potrzebny jak tatus odnajdzie siekierke.
    > BTW powyzszego, czy mi sie wydaje, czy wlasnie odkrecasz kota
    ogonem, w
    > jednym poscie sugerujac, ze policja moglaby, gdyby chciala,
    przeszukac
    > mieszkanie sasiadki wskazane jako miejsce przechowywania owej
    siekiery,
    > moglaby zatrzymac ojca juz po samym wezwaniu policji, a w nastepnym
    (tzn
    > tym, na ktory teraz odpowiadam) piszesz, ze wlasciwie zadna reakcja
    nie
    > byla potrzebna i dziwisz sie, ze chcialam naklonic sasiadke do
    oddania
    > tej siekiery? Wot i relatywizm sytuacji.

    Ja jedynie zapytałem, po co tam pukałąś. Od tego byli na miejscu
    policjanci. To był ich, a nei Twój obowiązek.

    > Fakt, tatusiowi przydalby sie doktor: srzywdzony przez los fajtlapa,
    > ktory nie potrafil utrzymac sie w srodowisku, ktoremu dzieci w
    > piaskownicy lopatki zabieraly i wysmiewaly go od
    ciapy...oczywiscie, ze
    > jest to argument i rozgrzeszenie do pozniejszego latania za
    najbizszymi
    > z siekiera,(za ulubionym pieskiem, ktory wskoczyl mu z radosci na
    > samochod ganial z widlami), nozyczkami, czy straszenia nabitym
    > pistoletem. BTW doktorkow - kolezanka po psychologii opowiadala mi,
    ze
    > na cwiczeniach ze schozofrenikiem dopiero po 2 godz. odkryli, ze
    gosciu
    > zyje w innym swiecie. A wizyta (standardowa) u lekarza trwa 5
    min. - na
    > taki czas ojciec potrafi grac swietego.
    > a ja sie jak zwykle czepiam

    Lekarz psychiatra ocenia stan chorego nie tylko po jego badaniu, ale i
    na pdostawie opisu osób trzecich. Włąśnie z tego powodu zazwyczaj chce
    rozm awiać z rodziną, bo w trakcie kilkuminutowej wizyty wszystkiego
    nie ustali.


  • 10. Data: 2006-04-09 00:13:56
    Temat: Re: praca policji - kulejące procedury, czy po prostu farsa?
    Od: "Hania " <v...@W...gazeta.pl>

    Robert Tomasik <r...@g...pl> napisał(a):

    > Jak niemal każdemu horemu psychicznie. Porozmawiaj z jakimś lekarzem.
    > W razie braku zgody ojca można taką zgodę uzyskać od sądu. Latanie za
    > kimś z siekierą to już ostatnie stadium. Będziecie czekać, jak kogoś
    > trafi?

    Postaram sie. Na razie, rozmawiajac z mama nt. tego, ze brat tez moglby
    czasem ojca sprowadzic do parteru (tzn mowiac kolokwialnie "opieorzyc", bo
    ojciec czasem po ochrzanie dziala w miare normalnie , w kazdym razie nie
    rzuca sie o wszystko) uslyszalam, ze cyt.: "a co ty swoim wojowaniem dobrego
    zrobilas?, chcialabys, by twoj brat nawrzeszczal na ojca i potem odpowiadal
    za napasc" (coz, ojciec potrafi konfabulowac, ze hej)...no i mi wszystko
    opadlo...

    > Ja jedynie zapytałem, po co tam pukałąś. Od tego byli na miejscu
    > policjanci. To był ich, a nei Twój obowiązek.

    no to gadali z sasiadka, ktora zaprzeczyla posiadaniu takowej. Nie trzeba
    byc jednak Holesem, by podebrac babe tak, by przestala klamac. No tak mi sie
    zdawalo, ze jakis podstaw psychologii ich (policjantow) ucza, no ale sie
    chyba zbytnio W11 naogladalam.


    > Lekarz psychiatra ocenia stan chorego nie tylko po jego badaniu, ale i
    > na pdostawie opisu osób trzecich. Włąśnie z tego powodu zazwyczaj chce
    > rozm awiać z rodziną, bo w trakcie kilkuminutowej wizyty wszystkiego
    > nie ustali.
    >

    ja w Twej wypowiedzi podkresle slowo "zazwyczaj" - i wierzmy, ze zazwyczaj
    tak jest, a tylko nam sie trafia, ze sie nikomu nie chce: policjantom,
    lekarzom....

    BTW, nie obraz sie, ale z mej nieczestej sposobnosci spotykania i jednej i
    drugiej grupy zawodowej nie chce sie wierzyc, ze owo "zazwyczaj" akurat
    laskawie mnie spotka, wrecz-gdyby spotkalo, lazilabym poo swiecie z
    rozdziabiona ze zdziwienia paszczą.

    zdrowki
    hania

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

strony : [ 1 ] . 2


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1