eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawo › polamany palec w szkole
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 66

  • 61. Data: 2004-05-03 15:58:43
    Temat: Re: polamany palec w szkole
    Od: krys <k...@p...onet.pl>

    Artur Orlowski wrote:


    > Jesteś pewien? Bo to chyba nieuzasadnione wezwanie karetki.

    A kto ma ocenić, czy uzasadnione, czy nie? Skąd wiesz, czy złamanie palca
    nie było tylko jedynym widocznym objawem, bo chłopak np. wyrżnął głową o
    ławkę, złamał palec, ale dodatkowo dostał krwiaka? Wątpię, czy nauczyciel
    wziąłby na siebie taką odpowiedzialność, i nie wezwał lekarza w takim
    przypadku.

    --
    Pozdrawiam
    krys


  • 62. Data: 2004-05-03 19:11:40
    Temat: Re: polamany palec w szkole
    Od: "Roman G." <r...@g...pl>

    poilkj <u...@d...invalid> napisał(a):

    > Może w przypadku 16-latków to przesada, ale w przepisach oni są
    > traktowani tak samo jako pierwszoklasiści.

    No zgadza się. Już 7-latka można spuszczać z oka, dawać mu samodzielne
    zadania, wymagać samodzielnego poruszania się i radzenia sobie w typowych
    życiowych sytuacjach.
    Już 7-latka można puścić samego do szkoły bez konsekwencji prawnych w razie
    wypadku.

    > Szkola nie ma prawa wypuścić ucznia ze szkoły do domu samego przed
    > zakończenie lekcji.

    Czy możesz podać podstawę prawną?

    > W momencie zakończenia lekcji opieką na dzieckiem przejmują rodzice.
    > Jeżeli nie ma ich w szkole w tym momencie, to znaczy, że rodzice
    > pozwalają mu samodzielnie wrócić. Opieką w drodze ze szkoły do domu
    > sprawują rodzice.

    Tłumaczysz mi rzeczy oczywiste.
    Nie tłumaczysz jednak, czemu rodzice mogą puścić samo dziecko do i ze
    szkoły, nauczyciel zaś miałby być za to samo pociągany do odpowiedzialności.

    > > Można go podczas gry terenowej puścić samego do nieznanego mu lasu, dać
    mu
    > > do łapki mapę, która widzi pierwszy raz na oczy, i wymagać dotarcia do
    mety oraz zmieszczenia się w limicie czasu.
    > To jest lekcja organizowana przez <no mniejsza z tym przez kogo;) >
    > Nie możesz powiedzieć, że został puszczony sam bez nadzoru.

    Ale ten nadzór również w tym wypadku nie jest nadzorem bezpośrednim.
    Do lekarza równiez go nie puszczam bez nadzoru. Wiem, gdzie idzie i
    dlaczego, wiem, że jego wiek upoważnia mnie do przypuszczeń, że z daną
    sytuacją sobie poradzi. Czego trzeba więcej?

    > Zresztą współczuję wfiście, któremu się dziecko zgubi w trakcie takiej
    > wyprawy. Obedrą go ze skóry.

    Za co i na jakiej podstawie prawnej?

    > > 2. Gdyby wpadł pod tramwaj, byłby to nieszczęśliwy wypadek. Nie
    > > musieliby wcale się tłumaczyć, bo nadzór sprawowali prawidłowo.
    > Żartujesz chyba.

    Udodwodnij, że było inaczej. Poprzyj przepisem lub orzecznictwem.

    > Gdyby dzieciakowi się coś stało na ulicy w drodze do przychodni (np.
    > napadli go dobrzy ludzie) a on do tej przychodni idzie bo dyrektorka mu
    > pozwoliła. To już możesz robić dyrektorce paczki do pierdla.

    Ciekawe rzeczy opowiadasz.
    Rodzice wyślą samo do przychodni i do pierdla nie idą, a dyrektorka idzie?
    Potrafisz wytłumaczyć różnicę w jakości sprawowanej opieki?

    > > 3. Skąd się wziął na ulicy, skoro był w szkole? Ma dwie nogi,
    potrzebował
    > > iśc do lekarza, więc wyszedł normalnie przez drzwi.
    > To jest opuszczenie terenu szkoły bez zgody dyrekcji i nie jest tym
    > samym co pójście za zgodą dyrekcji.

    Mówiłem o pójściu za zgodą szkoły właśnie, nie o samowolce.

    > > 4. Zgadzam się z tym, że rodzice powinni być zawiadomieni, a z młodszym
    > > uczniem powinien do lekarza iść pracownik szkoły.
    > Żaden pracownik szkoły nie ma prawa podejmować decyzji za rodziców.

    Polemizujesz z tym, co sam napisałeś, a z czym ja się zgodziłem. Bardzo
    interesujące.

    > A tym bardziej podejmować decyzji do jakiego lekarza i gdzie ma iść.
    > Rodzice są od tego. To oni podejmują decyzję, że zaraz po niego przyjadą.
    > Jeżeli nie mogą go odebrać a sytuacja jest taka, że dzieciak nie może
    > czekać, to wzywa się karetkę.

    Mnie nie chodzi o przypadki, kiedy rodzice mogą przyjechać w miarę szybko,
    tylko o takie właśnie, gdy rodzice nie mogliby przejąć opieki natychmiast.
    Wtedy w miejsce rodziców musi zdecydować osoba sprawująca opiekę nad
    dzieckiem.
    Karetka dobra w nagłych przypadkach. Nie wyobrażam sobie jednak wzywać jej
    do złamanego palca. Ktoś inny może w tym czasie umrzeć, bo karetka nie
    dojedzie na czas. Uczeń jednak jak najszybciej winien otrzymać pomoc
    lekarską. W przypadku młodszych dzieci musi iść z uczniem nauczyciel, bo
    sytuacja niecodzienna i dziecko mogłoby się w tym wszystkim pogubić -
    zakładając, że rodzice natychmiast przyjechać nie mogą.
    W przypadku starszej młodzieży spokojnie uczeń może iść do przychodni sam;
    rodziców trzeba wtedy powiadomić, gdzie ich dziecko poszło i dlaczego. Nie
    widzę w takim postępowaniu niewłaściwego sprawowania opieki nad 16-latkiem
    ze złamanym palcem.

    > >>Teoria jest taka, ze szkola odpowiada za dziecko do czasu ukonczenia
    > >>przez niego planowych lekcji w danym dniu.

    Ponawiam pytanie: jaki przepis wypowiada się tak jednoznacznie lub jaką
    nazwę nosi ta teoria?

    > >>Jezeli dziecko chce / musi wyjsc ze szkoly wczesniej to samo z niej nie
    > >>wyjdzie. Ktos musi po niego przyjsc.

    Ponieważ?

    > Jeżeli dzieciak ma powiedziane, że nie wolno mu wychodzić ze szkoły
    > zanim oni nie przyjdą, to jest od tego biblioteka lub świetlica gdzie
    > może na nich poczekać.

    Ta sama zasada obowiązuje w przypadku niespodziewanego wcześniejszego końca
    zajęć. Jak ma dzieciak powiedziane, ze ma czekać na rodziców, to nigdzie nie
    pójdzie i nauczyciele nie będą go do wyjścia zmuszać. Jeśli jednak do szkoły
    chodzi sam, nie muszą go też na siłę zatrzymywać.

    > Szkoła nie będzie zatrzymywać ucznia jeżeli skończył lekcje. On wie czy
    > wolno mu iść do domu, czy ma czekać.

    Jak wyżej.

    > Jeżeli coś się stanie w drodze, to pociągnięci do odpowiedzialności
    > zostaną rodzice.

    Do jakiej odpowiedzialności? Jesteś w stanie w typowych przypadkach
    udowodnić im niewłaściwą opiekę nad dzieckiem?

    > >>Dziecko czeka na przyjscie rodzica w szkole.
    > > I męczy się? To jest opieka?
    > A jak będzie szło do przychodni to się będzie mniej męczyło?

    Będzie się męczyło krócej.

    > >>Zaden pracownik szkoly nie jest upowazniony do chodzenia z dzieckiem po
    > >>lekarzach. Od tego sa rodzice.

    Co do zasady osoba sprawująca opiekę jest upoważniona do wszystkich
    czynności wynikających z tego obowiązku. Nie iść do lekarza można tylko pod
    warunkiem, że rodzice są rzeczywiście w stanie w miarę szybko przejąć
    bezpośrednią opiekę, a zwłoka nie zagraża dziecku.

    > > zaprowadzić dziecko do lekarza, a nawet w uzasadnionych koniecznością
    > > przypadkach podać leki.
    > >
    > Nie i jeszcze raz nie.
    > Ja się nie odważę poza pierwszą pomocą lekarską i lekami które powinny
    > być w apteczce i wezwaniem lekarza podać żadnych leków.

    Czemu zakładasz, że mówiłem o innego rodzaju lekach? Wiadomo, że nie podam
    antybiotyku. Ale krople na żołądek, wapno w razie uczulenia lub coś na
    zbicie gorączki już tak.

    > Skąd wiesz jakie leki to dziecko bierze i jak może być interakcja z
    > lekami podanymi przez ciebie.
    > Nie jesteś lekarzem, żeby decydować jakie leki i w jakiej dawce możesz
    > mu podać.

    Dlatego dołożę wszelkiej staranności, aby dziecku nie zaszkodzić. Lecz nie
    będę twierdził, że żadnych leków absolutnie nie mam prawa, bo mam.

    > A do jakiej przychodi byś z tym dzieckiem poszedł jeśli mieszka dalej od
    > szkoły? A jakbyś go zarejestrował i kto to ma zrobić? Nauczyciel?
    > Na jakiej podstawie?

    Jako wychowawca kolonijny jakoś chodziłem z dziećmi do lekarza i
    rejestrowałem bez problemów.

    > A wyobraź sobie wypadek somochodowy w drodze do przychodni prwytnym
    > samochodem nauczciela.

    Wyobraziłem sobie. Czemu służyło ćwiczenie?

    > Jak moje dziecko się źle czuje, to:
    > 1) albo się dowiaduję , że stam jest tak fatalny, że jest w szpitalu
    > 2) albo się dowiaduję, że jest w szkole i w tym momencie to ja podejmuję
    > decyzję do jakiego lekarza chcę z nim iść i kto go ma do tego lekarza
    > zaprowadzić.

    ..albo nie ma z tobą kontaktu i nauczyciel jak najszybciej idzie z
    dzieckiem do chirurga na prześwietlenie, a potem do gipsowni. Odbierasz swój
    skarb juz uśmiechnięty i z prawidłowo zaopatrzonym paluchem.

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 63. Data: 2004-05-03 19:13:15
    Temat: Re: polamany palec w szkole
    Od: "Roman G." <r...@g...pl>

    poilkj <u...@d...invalid> napisał(a):

    > Może w przypadku 16-latków to przesada, ale w przepisach oni są
    > traktowani tak samo jako pierwszoklasiści.

    No zgadza się. Już 7-latka można spuszczać z oka, dawać mu samodzielne
    zadania, wymagać samodzielnego poruszania się i radzenia sobie w typowych
    życiowych sytuacjach.
    Już 7-latka można puścić samego do szkoły bez konsekwencji prawnych w razie
    wypadku.

    > Szkola nie ma prawa wypuścić ucznia ze szkoły do domu samego przed
    > zakończenie lekcji.

    Czy możesz podać podstawę prawną?

    > W momencie zakończenia lekcji opieką na dzieckiem przejmują rodzice.
    > Jeżeli nie ma ich w szkole w tym momencie, to znaczy, że rodzice
    > pozwalają mu samodzielnie wrócić. Opieką w drodze ze szkoły do domu
    > sprawują rodzice.

    Tłumaczysz mi rzeczy oczywiste.
    Nie tłumaczysz jednak, czemu rodzice mogą puścić samo dziecko do i ze
    szkoły, nauczyciel zaś miałby być za to samo pociągany do odpowiedzialności.

    > > Można go podczas gry terenowej puścić samego do nieznanego mu lasu, dać
    mu
    > > do łapki mapę, która widzi pierwszy raz na oczy, i wymagać dotarcia do
    mety oraz zmieszczenia się w limicie czasu.
    > To jest lekcja organizowana przez <no mniejsza z tym przez kogo;) >
    > Nie możesz powiedzieć, że został puszczony sam bez nadzoru.

    Ale ten nadzór również w tym wypadku nie jest nadzorem bezpośrednim.
    Do lekarza równiez go nie puszczam bez nadzoru. Wiem, gdzie idzie i
    dlaczego, wiem, że jego wiek upoważnia mnie do przypuszczeń, że z daną
    sytuacją sobie poradzi. Czego trzeba więcej?

    > Zresztą współczuję wfiście, któremu się dziecko zgubi w trakcie takiej
    > wyprawy. Obedrą go ze skóry.

    Za co i na jakiej podstawie prawnej?

    > > 2. Gdyby wpadł pod tramwaj, byłby to nieszczęśliwy wypadek. Nie
    > > musieliby wcale się tłumaczyć, bo nadzór sprawowali prawidłowo.
    > Żartujesz chyba.

    Udodwodnij, że było inaczej. Poprzyj przepisem lub orzecznictwem.

    > Gdyby dzieciakowi się coś stało na ulicy w drodze do przychodni (np.
    > napadli go dobrzy ludzie) a on do tej przychodni idzie bo dyrektorka mu
    > pozwoliła. To już możesz robić dyrektorce paczki do pierdla.

    Ciekawe rzeczy opowiadasz.
    Rodzice wyślą samo do przychodni i do pierdla nie idą, a dyrektorka idzie?
    Potrafisz wytłumaczyć różnicę w jakości sprawowanej opieki?

    > > 3. Skąd się wziął na ulicy, skoro był w szkole? Ma dwie nogi,
    potrzebował
    > > iśc do lekarza, więc wyszedł normalnie przez drzwi.
    > To jest opuszczenie terenu szkoły bez zgody dyrekcji i nie jest tym
    > samym co pójście za zgodą dyrekcji.

    Mówiłem o pójściu za zgodą szkoły właśnie, nie o samowolce.

    > > 4. Zgadzam się z tym, że rodzice powinni być zawiadomieni, a z młodszym
    > > uczniem powinien do lekarza iść pracownik szkoły.
    > Żaden pracownik szkoły nie ma prawa podejmować decyzji za rodziców.

    Polemizujesz z tym, co sam napisałeś, a z czym ja się zgodziłem. Bardzo
    interesujące.

    > A tym bardziej podejmować decyzji do jakiego lekarza i gdzie ma iść.
    > Rodzice są od tego. To oni podejmują decyzję, że zaraz po niego przyjadą.
    > Jeżeli nie mogą go odebrać a sytuacja jest taka, że dzieciak nie może
    > czekać, to wzywa się karetkę.

    Mnie nie chodzi o przypadki, kiedy rodzice mogą przyjechać w miarę szybko,
    tylko o takie właśnie, gdy rodzice nie mogliby przejąć opieki natychmiast.
    Wtedy w miejsce rodziców musi zdecydować osoba sprawująca opiekę nad
    dzieckiem.
    Karetka dobra w nagłych przypadkach. Nie wyobrażam sobie jednak wzywać jej
    do złamanego palca. Ktoś inny może w tym czasie umrzeć, bo karetka nie
    dojedzie na czas. Uczeń jednak jak najszybciej winien otrzymać pomoc
    lekarską. W przypadku młodszych dzieci musi iść z uczniem nauczyciel, bo
    sytuacja niecodzienna i dziecko mogłoby się w tym wszystkim pogubić -
    zakładając, że rodzice natychmiast przyjechać nie mogą.
    W przypadku starszej młodzieży spokojnie uczeń może iść do przychodni sam;
    rodziców trzeba wtedy powiadomić, gdzie ich dziecko poszło i dlaczego. Nie
    widzę w takim postępowaniu niewłaściwego sprawowania opieki nad 16-latkiem
    ze złamanym palcem.

    > >>Teoria jest taka, ze szkola odpowiada za dziecko do czasu ukonczenia
    > >>przez niego planowych lekcji w danym dniu.

    Ponawiam pytanie: jaki przepis wypowiada się tak jednoznacznie lub jaką
    nazwę nosi ta teoria?

    > >>Jezeli dziecko chce / musi wyjsc ze szkoly wczesniej to samo z niej nie
    > >>wyjdzie. Ktos musi po niego przyjsc.

    Ponieważ?

    > Jeżeli dzieciak ma powiedziane, że nie wolno mu wychodzić ze szkoły
    > zanim oni nie przyjdą, to jest od tego biblioteka lub świetlica gdzie
    > może na nich poczekać.

    Ta sama zasada obowiązuje w przypadku niespodziewanego wcześniejszego końca
    zajęć. Jak ma dzieciak powiedziane, ze ma czekać na rodziców, to nigdzie nie
    pójdzie i nauczyciele nie będą go do wyjścia zmuszać. Jeśli jednak do szkoły
    chodzi sam, nie muszą go też na siłę zatrzymywać.

    > Szkoła nie będzie zatrzymywać ucznia jeżeli skończył lekcje. On wie czy
    > wolno mu iść do domu, czy ma czekać.

    Jak wyżej.

    > Jeżeli coś się stanie w drodze, to pociągnięci do odpowiedzialności
    > zostaną rodzice.

    Do jakiej odpowiedzialności? Jesteś w stanie w typowych przypadkach
    udowodnić im niewłaściwą opiekę nad dzieckiem?

    > >>Dziecko czeka na przyjscie rodzica w szkole.
    > > I męczy się? To jest opieka?
    > A jak będzie szło do przychodni to się będzie mniej męczyło?

    Będzie się męczyło krócej.

    > >>Zaden pracownik szkoly nie jest upowazniony do chodzenia z dzieckiem po
    > >>lekarzach. Od tego sa rodzice.

    Co do zasady osoba sprawująca opiekę jest upoważniona do wszystkich
    czynności wynikających z tego obowiązku. Nie iść do lekarza można tylko pod
    warunkiem, że rodzice są rzeczywiście w stanie w miarę szybko przejąć
    bezpośrednią opiekę, a zwłoka nie zagraża dziecku.

    > > zaprowadzić dziecko do lekarza, a nawet w uzasadnionych koniecznością
    > > przypadkach podać leki.
    > >
    > Nie i jeszcze raz nie.
    > Ja się nie odważę poza pierwszą pomocą lekarską i lekami które powinny
    > być w apteczce i wezwaniem lekarza podać żadnych leków.

    Czemu zakładasz, że mówiłem o innego rodzaju lekach? Wiadomo, że nie podam
    antybiotyku. Ale krople na żołądek, wapno w razie uczulenia lub coś na
    zbicie gorączki już tak.

    > Skąd wiesz jakie leki to dziecko bierze i jak może być interakcja z
    > lekami podanymi przez ciebie.
    > Nie jesteś lekarzem, żeby decydować jakie leki i w jakiej dawce możesz
    > mu podać.

    Dlatego dołożę wszelkiej staranności, aby dziecku nie zaszkodzić. Lecz nie
    będę twierdził, że żadnych leków absolutnie nie mam prawa, bo mam.

    > A do jakiej przychodi byś z tym dzieckiem poszedł jeśli mieszka dalej od
    > szkoły? A jakbyś go zarejestrował i kto to ma zrobić? Nauczyciel?
    > Na jakiej podstawie?

    Jako wychowawca kolonijny jakoś chodziłem z dziećmi do lekarza i
    rejestrowałem bez problemów.

    > A wyobraź sobie wypadek somochodowy w drodze do przychodni prwytnym
    > samochodem nauczciela.

    Wyobraziłem sobie. Czemu służyło ćwiczenie?

    > Jak moje dziecko się źle czuje, to:
    > 1) albo się dowiaduję , że stam jest tak fatalny, że jest w szpitalu
    > 2) albo się dowiaduję, że jest w szkole i w tym momencie to ja podejmuję
    > decyzję do jakiego lekarza chcę z nim iść i kto go ma do tego lekarza
    > zaprowadzić.

    ..albo nie ma z tobą kontaktu i nauczyciel jak najszybciej idzie z
    dzieckiem do chirurga na prześwietlenie, a potem do gipsowni. Odbierasz swój
    skarb juz uśmiechnięty i z prawidłowo zaopatrzonym paluchem.

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 64. Data: 2004-05-03 19:21:38
    Temat: Re: polamany palec w szkole
    Od: "Artur Orlowski" <l...@t...the.signature.pl>

    krys wrote:
    > > Jesteś pewien? Bo to chyba nieuzasadnione wezwanie karetki.
    > A kto ma ocenić, czy uzasadnione, czy nie? Skąd wiesz, czy złamanie
    > palca nie było tylko jedynym widocznym objawem, bo chłopak np.

    A jak widział, że np. piłka uderzyłą go w rękę i uszkodziłą palec, to
    też ma podejrzewać, że coś się stało z ucznie głową?
    Nie wymyślaj jakichś niestworzonych historii - sytuacja tu omawiana
    jest raczej jasna.

    --
    ArturO (małpa) edu (kropka) com (dot) pl


  • 65. Data: 2004-05-04 08:47:29
    Temat: Re: polamany palec w szkole
    Od: krys <k...@p...onet.pl>

    Roman G. wrote:


    >> W przypadku bólów brzucha itp / itd. Dzowni sie do rodzicow, ktorzy
    >> maja po to dziecko przyjsc.
    >
    > Ja bym w tym czasie przede wszystkim podał na przykład krople żołądkowe.

    Gratuluję odwagi:-/ A jeśli to wyrostek? Jeśli uczeń po podaniu kropli dozna
    wstrząsu, bo jest uczulony na któryś składnik? Jeśli po podaniu kropli stan
    ucznia się pogorszy? No, chyba, że jesteś lekarzem...

    --
    Pozdrawiam
    krys


  • 66. Data: 2004-05-05 07:58:06
    Temat: Re: polamany palec w szkole
    Od: krys <k...@p...onet.pl>

    Artur Orlowski wrote:

    > krys wrote:
    >> > Jesteś pewien? Bo to chyba nieuzasadnione wezwanie karetki.
    >> A kto ma ocenić, czy uzasadnione, czy nie? Skąd wiesz, czy złamanie
    >> palca nie było tylko jedynym widocznym objawem, bo chłopak np.
    >
    > A jak widział, że np. piłka uderzyłą go w rękę i uszkodziłą palec, to
    > też ma podejrzewać, że coś się stało z ucznie głową?

    Skąd wiesz, że widział? Inicjator wątku nic o tym nie pisał.

    > Nie wymyślaj jakichś niestworzonych historii - sytuacja tu omawiana
    > jest raczej jasna.

    Właśnie - "raczej".
    Nie tak dawno trąbili w TV o chłopcu, który zmarł na skutek uderzenia w
    głowę - było wszystko OK, nawet na pogotowiu był, przyszedł do domu i sobie
    umarł - też pewnie niestworzona historia? Nie słyszałeś o zejściach
    smiertelnych w wyniku złamania?
    Będąc nauczycielem, wolałabym jednak dopełnić wszelkich formalności, żeby w
    razie wypadku mieć jednak świadomość, że zrobiłam wszystko, co w mojej
    mocy.
    >

    --
    Pozdrawiam
    krys

strony : 1 ... 6 . [ 7 ]


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1