eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawo › Przeszukiwanie rzeczy osobistych w szkołach.
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 72

  • 51. Data: 2005-01-01 11:05:44
    Temat: Re: Przeszukiwanie rzeczy osobistych w szkołach.
    Od: "Roman G." <r...@g...pl>

    Marcin <m...@s...waw.towyrzuc.pl> napisał(a):

    > >> 1. Idźmy dalej z tym absurdem. Czy nauczyciel ma prawo przeprowadzić
    > >> rewizję osobistą
    > > Kto mówi o rewizji osobistej?
    > Ja mówię. Pytam, gdzie są granice tej dowolności nauczyciela?

    Tam, gdzie granice dla rodziców i osób ich zastępujących.

    > obawiam się że normalny ojciec powiedziałby: trzeba było pilnować swojego
    > cukierka, dopóki nie miałby przekonania, że rzeczywiście któreś inne
    > konkretne dziecko go zwinęło.

    To mi dopiero sprawiedliwość! Ukradną mi portfel w pracy, a policjant zamiast
    przeszukać moich współpracowników, powie: trzeba sobie było pilnować, bo nie
    mam przekonania, że ktoś konkretny go panu zwinął.

    > Bo w każdym przypadku krzywdzi co najmniej n-2 dzieci.

    Odnośnie rodziców - proponujesz pozbawienie, czy tylko ograniczenie władzy
    rodzicielskiej?
    Odnośnie osób zastępujących rodziców - w jakiej kwocie zażądałbyś
    odszkodowania?

    > No ale w przytoczonej opinii było, że można ingerować w moją (dziecka)
    > nietykalność jeśli ma to MNIE chronić przed krzywdą. To, że jutro mogę być
    > ja, do niczego nikogo nie upoważnia

    Zasada kierowania się dobrem "dziecka" oznacza kierowanie się dobrem
    wszystkich dzieci powierzonych opiece dorosłego. A żeby uniknąć
    nieporozumień, art. 4. u.s.o. jako podstawowe kryterium dla działań
    nauczyciela przyjmuje dobro uczniÓW.

    > bo inaczej byłoby to zaproszenie do przeszukiwań prewencyjnych (co prawda
    > żadne dziecko jeszcze nie odkryło, że zginęła mu komórka, ale być może to
    > już się stało, więc na wszelki przypadek, żeby ochronić dzieci przed tą
    > krzywdą, prewencyjnie je przeszukajmy)

    Nie widzę sensu w tym rozumowaniu.

    > tak, i okoliczności że komuś zginęła komórka, bez wszkazania na konkretną
    > osobę nie są dla mnie wystarczające.

    Czyli złapiemy złodzieja, jak pan go nam wskaże?

    > A co jeśli właściciel zgubił komórkę? Szkoła płaci odszkodowanie, rozumiem?

    Na podstawie jakiej?

    > JA nie widzę powodu, aby dzieciom od małego wciskać, ze domniemanie
    > niewinności to tylko taka konstytucyjna fikcja, a tak naprawdę dzisiaj ty
    > możesz być przeszukany bo komuś zginęła komórka, jutro ktoś powie że mu 10
    > zł zginęło, itd..

    Rozumiesz w ogóle rzeczywiste prawne znaczenie pojęcia "domniemanie
    niewinności"?
    Domniemanie niewinności nie jest przeszkodą do podjęcia czynności
    zmierzających do ustalenia winnego i udowodnienia mu winy.

    Poza tym nie poruszamy się w materii pojęć procesowych, nie ma mowy jeszcze o
    żadnym podejrzanym, tym bardziej oskarżonym

    RG

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 52. Data: 2005-01-01 19:44:21
    Temat: Re: Przeszukiwanie rzeczy osobistych w szkołach.
    Od: "Jotte" <t...@W...pl>

    W wiadomości news:cr5the$qoo$1@inews.gazeta.pl Roman G.
    <r...@g...pl> pisze:

    > Nie ma też przepisu jasno uprawniającego nauczyciela do rozsadzenia na
    > lekcji dwóch gadających koleżanek, czy przepisu-podstawy do żądania od
    > ucznia, aby podniósł papierek leżący na szkolnym boisku lub na chodniku
    > przed szkołą.
    Pewnie. I dlatego jak mu każesz to zrobić, to spokojnie może odmówić, a Ty
    mu nic nie zrobisz.
    Mało tego - on może poskarżyć się rodzicom, że go próbujesz zmusić do
    czynności, które do niego nie należą. A oni już Ci wtedy zrobią koło d....

    >> Są za to przepisy precyzyjnie przyznające takie możliwości określonym
    >> służbom i instytucjom. Czemu nie ma wśród nich nauczycieli? Bo im nie
    >> wolno.
    > Bo im nie wolno w rozumieniu procesowym.
    > Nie ma także przepisu jasno uprawniającego do podjęcia wychowawczej
    > kontroli rzeczy dziecka: rodziców, babcie, osoby prowadzące rodzinne
    > domy dziecka, rodziny zastępcze i tak dalej. A jednak kontrolują. Ich
    > działania powinien cechować umiar, lecz gdy trzeba, to trzeba.
    To, że tak robią nie oznacza, że to zgodne z prawem.
    Jak się posuną za daleko, a sąsiadka usłyszy, to mogą skończyć w sądzie, z
    którego wyjdą bez praw rodzicielskich.
    Wiem, że to niełatwe, ale mozliwe.

    > Swój artykuł konsultowałem także z prof. Januszem Homplewiczem
    (...)
    > TADEUSZ SMYCZYŃSKI, ur. 24 lutego 1938 r. w
    > Gnieźnie, prawo cywilne, prawo rodzinne, prawa dziecka,
    > profesor nauk prawnych
    Jak pisałem tytułomania i kult siwych włosów są mi obce.
    Dla mnie liczą się jednoznaczne, logicznie niepodważalne argumenty.

    >> A jeśli odmówi, to co mu zrobisz? Spróbujesz zastraszyć? Użyjesz środków
    >> przymusu bezpośredniego?
    > Zrobię to, co zrobiłbym jako rodzic wobec własnego dziecka (prócz lania).
    Bardzo konkretna odpowiedź. :-/

    > Co do zasady dziecko jest winne rodzicom i opiekunom posłuszeństwo. Jeśli
    > opiekun każe mu zostać, to nie czyni tak bez powodu, ale żeby rozwiązać
    > jakiś problem, i dziecko musi to polecenie wykonać.
    Bo co?
    Zmuś "dziecko" 16-to letnie.

    > Przede wszystkim na gruncie prawa oświatowego jest to problem
    > wychowawczy w grupie. I przede wszystkim należy podjąć działania
    > opiekuńczo-wychowawcze, co nie wyklucza oczywiście zawiadomienia
    > "służb" w celu wszczęcia procedury karnej.
    Przede wszystkim powstał problem natury kryminalnej. Należy podjąć działania
    w kierunku jego rozwiązania, co oczywiście nie wyklucza, a wręcz wymaga
    działań wychowawczych.

    > Uprawnienia do walki z przestępczością nieletnich posiada każdy
    > pełnoletni obywatel. Podstawa prawna: art. 4. § 1. u.p.n. To tak na
    > marginesie.
    Zawężasz. Każdy obywatel posiada uprawnienia (no - nie za wielkie) do walki
    z przestępczością (każdą, nie tylko nieletnich).
    Ale to raczej inna działka.

    >> Uczeń może mieć w plecaku czy kieszeniach przedmioty, o których np. nie
    >> chce aby koledzy wiedzieli, że je posiada, może być to dla niego
    >> krępujące. Może mieć coś co narazi go na przytyki, kpiny, problemy w
    >> grupie rówieśniczej itp.
    > To podejdzie do nauczyciela i powie, że on pokaże rzeczy dobrowolnie,
    > ale na osobności. Zdziwiłbyś się, jak wyraźnie po dziecku widać, czy
    > mówi prawdę, czy coś kręci.
    Bzdura. Uczeń może być zastraszony i poddać się wszelkim działaniom
    belfra-idioty. Nauczyciel powinien w swej nieskończonej mądrości tak
    poprowadzić sprawę, aby nie dopuścić do takiej sytuacji.
    Albo sie nie nadaje.

    >> Trudno przewidzieć skalę skutków, szczególnie jeśli jest niewinny.
    > Twoja retoryka jest nieadekwatna do skali ewentualnego "zagrożenia".
    Jestem innego zdania.

    > Notka biograficzna:
    Po co?

    >> Najgorsza jest postawa "jestem nauczycielem i wychowawcą, najlepiej
    >> wiem co dla ucznia dobre, cokolwiek robię to dla jego dobra, więc mam
    >> do tego prawo", to prosta droga do błędów.
    > Nie prezentuję takiej postawy.
    Taaaaak???

    > Ma on jednak szerokie uprawnienia pod względem
    > prawnym, czy się to komuś podoba, czy też nie.
    W każdym razie spore.
    A obywatel (także nieletni) ma szerokie uprawnienia, aby się przed
    nieuprawnionymi działaniami obronić. Czy się to komuś podoba, czy nie.

    > Ja uważam to za słuszne.
    No to co? Ja nie.

    > Ktoś musi dzieci wychowywać i musi mieć do tego uprawnienia, między
    > innymi po to, aby policja miała mniej roboty.
    Fakt. W pierwszym rzędzie są to rodzice. Chociaż nie tylko.

    >> Pozwolę sobie być nieco przewrotnym: jeśli uczeń popełnił kradzież i to w
    >> szkole, to nauczyciele raczej nie mogą mówić o sukcesie wychowawczym,
    >> nie? ;))
    > Poczytaj sobie fragmenty uzasadnienie do tego wyroku:
    W zasadzie zgadzam się z tym materiałem. Nie stoi on w żadnej kontrowersji z
    tym, co napisałem. Co do możliwości niepowodzeń - to truizm.
    Z niepowodzeniem należy się liczyć nawet planując wizytę w toalecie. ;))

    Roman - qrczę - ja rozumiem Twoje intencje i w sferze teoretycznej masz
    sporo racji. Jednak Twoje metody i ich rzekome prawne umocowanie są nie do
    przyjęcia. Ciesz się, że nie uczysz/"wychowujesz" dziecka kogoś takiego jak
    ja. Bo jeśli swoje poglądy nie tylko wygłaszasz na grupie, ale realizujesz w
    praktyce, to nie wiem, czy długo byś popracował w zawodzie.

    --
    Pozdrawiam
    Jotte


  • 53. Data: 2005-01-01 20:24:40
    Temat: Re: Przeszukiwanie rzeczy osobistych w szkołach.
    Od: "Roman G." <r...@g...pl>

    Jotte <t...@W...pl> napisał(a):

    > > Nie ma też przepisu jasno uprawniającego nauczyciela do rozsadzenia na
    > > lekcji dwóch gadających koleżanek, czy przepisu-podstawy do żądania od
    > > ucznia, aby podniósł papierek leżący na szkolnym boisku lub na chodniku
    > > przed szkołą.
    > Pewnie. I dlatego jak mu każesz to zrobić, to spokojnie może odmówić, a Ty
    > mu nic nie zrobisz.
    > Mało tego - on może poskarżyć się rodzicom, że go próbujesz zmusić do
    > czynności, które do niego nie należą. A oni już Ci wtedy zrobią koło d....

    Nie w tym życiu.

    > > Nie ma także przepisu jasno uprawniającego do podjęcia wychowawczej
    > > kontroli rzeczy dziecka: rodziców, babcie, osoby prowadzące rodzinne
    > > domy dziecka, rodziny zastępcze i tak dalej. A jednak kontrolują. Ich
    > > działania powinien cechować umiar, lecz gdy trzeba, to trzeba.
    > To, że tak robią nie oznacza, że to zgodne z prawem.

    Sprecyzuj: postępowanie których z wymienionych osób jest niezgodne z prawem?
    Rodziców, babć, rodzin zastępczych, czy osób prow. rodzinne domy dziecka?

    > Jak się posuną za daleko, a sąsiadka usłyszy, to mogą skończyć w sądzie, z
    > którego wyjdą bez praw rodzicielskich.

    Za przeszukanie rzeczy dziecka mające charakter interwencji opiekuńczo-
    wychowawczej?

    > > Swój artykuł konsultowałem także z prof. Januszem Homplewiczem
    > (...)
    > > TADEUSZ SMYCZYŃSKI, ur. 24 lutego 1938 r. w
    > > Gnieźnie, prawo cywilne, prawo rodzinne, prawa dziecka,
    > > profesor nauk prawnych
    > Jak pisałem tytułomania i kult siwych włosów są mi obce.
    > Dla mnie liczą się jednoznaczne, logicznie niepodważalne argumenty.

    To dlaczego nie odnosisz się do moich? Zlinkowałem tu dwa artykuły,
    zamieściłem w tym wątku obszerną wypowiedź na temat zasad wykładni prawa
    oświatowego w tych kwestiach - postawiłem tam mnóstwo jednoznacznych tez.
    Więc może zacznij z nimi dyskutować, logicznie, konkretnie i niepodwazalnie,
    bo inaczej będziemy tu bić tylko pianę.

    Bo z zamieszczoną w artykułach wykładnią się nie zgadzasz, tak? Więc z czym i
    dlaczego?

    RG

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 54. Data: 2005-01-01 21:11:27
    Temat: Re: Przeszukiwanie rzeczy osobistych w szkołach.
    Od: "Jotte" <t...@W...pl>

    W wiadomości news:cr70u8$hml$1@inews.gazeta.pl Roman G.
    <r...@g...pl> pisze:

    >> Mało tego - on może poskarżyć się rodzicom, że go próbujesz zmusić do
    >> czynności, które do niego nie należą. A oni już Ci wtedy zrobią koło
    >> d....
    > Nie w tym życiu.
    Może nie. A może tak. Nie bądź taki pewny.
    Znam przypadek dyrektorzyny co sądził, że nie ma na niego mocnych i robił co
    chciał. Miał tak mocne plecki, że nawet wygrał sprawę dyscyplinarną, która
    była w sposób oczywisty przegrana. W drugiej (może trochę nieformalnej ;))
    instancji został bez możliwości odwoławczych skierowany na dość długie
    leczenie a potem na rehabilitację. Na stołek dyrektora szkoły już nie
    wrócił. Bo podobno miał jakąś lepszą propozycję czy coś takiego...

    >>> Nie ma także przepisu jasno uprawniającego do podjęcia wychowawczej
    >>> kontroli rzeczy dziecka: rodziców, babcie, osoby prowadzące rodzinne
    >>> domy dziecka, rodziny zastępcze i tak dalej. A jednak kontrolują. Ich
    >>> działania powinien cechować umiar, lecz gdy trzeba, to trzeba.
    >> To, że tak robią nie oznacza, że to zgodne z prawem.
    > Sprecyzuj: postępowanie których z wymienionych osób jest niezgodne z
    > prawem? Rodziców, babć, rodzin zastępczych, czy osób prow. rodzinne
    > domy dziecka?

    Precyzuję: wszelkich osób dokonujących rzeczonych działań

    >> Jak się posuną za daleko, a sąsiadka usłyszy, to mogą skończyć w
    >> sądzie, z którego wyjdą bez praw rodzicielskich.
    > Za przeszukanie rzeczy dziecka mające charakter interwencji opiekuńczo-
    > wychowawczej?
    Sprecyzuj:
    - przeszukanie
    - dziecko
    - interwencja
    - opiekuńczo-wychowawcza.

    >>> Swój artykuł konsultowałem także z prof. Januszem Homplewiczem
    >> (...)
    >>> TADEUSZ SMYCZYŃSKI, ur. 24 lutego 1938 r. w
    >>> Gnieźnie, prawo cywilne, prawo rodzinne, prawa dziecka,
    >>> profesor nauk prawnych
    >> Jak pisałem tytułomania i kult siwych włosów są mi obce.
    >> Dla mnie liczą się jednoznaczne, logicznie niepodważalne argumenty.
    > To dlaczego nie odnosisz się do moich? Zlinkowałem tu dwa artykuły,
    > zamieściłem w tym wątku obszerną wypowiedź na temat zasad wykładni prawa
    > oświatowego w tych kwestiach
    No jak to? Tam gdzie uważam za celowe to sie odnoszę. A w zlinkowanych
    artykułach nie ma wykładni prawa tylko po prostu czyjeś tam opinie.

    > - postawiłem tam mnóstwo jednoznacznych tez.
    > Więc może zacznij z nimi dyskutować, logicznie, konkretnie i
    > niepodwazalnie, bo inaczej będziemy tu bić tylko pianę.
    Sorry, wybacz, ale naprawdę to, że ktoś gdzieś coś powiedział czy napisał
    nie obliguje nikogo do polemiki. Poza tym są tezy takie, że lepiej bić pianę
    niż z nimi dyskutować.

    > Bo z zamieszczoną w artykułach wykładnią się nie zgadzasz, tak? Więc z
    > czym i dlaczego?
    Ja tam nie widzę wykładni tylko opinię.
    Poza tym czytam:
    "Szczęśliwe dziecko nie potrzebuje ustaw, kodeksów, lecz kochających i
    rozsądnych rodziców oraz życzliwości i aktywnego zainteresowania ze strony
    innych osób zajmujących się dzieckiem".
    To motto pozornie wygląda ładnie. Niestety jest głupio-naiwne. Czemu? Bo:
    "Szczęśliwe dziecko nie potrzebuje ustaw, kodeksów, lecz kochających i
    rozsądnych rodziców oraz życzliwości i aktywnego zainteresowania ze strony
    innych osób zajmujących się dzieckiem, ale co jeśli tego nie ma?".

    --
    Pozdrawiam
    Jotte


  • 55. Data: 2005-01-01 21:46:15
    Temat: Re: Przeszukiwanie rzeczy osobistych w szkołach.
    Od: "Roman G." <r...@g...pl>

    Jotte <t...@W...pl> napisał(a):

    > >> Mało tego - on może poskarżyć się rodzicom, że go próbujesz zmusić do
    > >> czynności, które do niego nie należą. A oni już Ci wtedy zrobią koło
    > >> d....
    > > Nie w tym życiu.
    > Może nie. A może tak. Nie bądź taki pewny.

    Uargumentuję. Wychowanie poprzez pracę jest normalnym działaniem opiekunów,
    krzywdy dziecku nie wyrządza, przeciwnie. A więc moje polecenie jako akt
    władztwa pedagogicznego jest dla ucznia obowiązujące.

    > >>> Nie ma także przepisu jasno uprawniającego do podjęcia wychowawczej
    > >>> kontroli rzeczy dziecka: rodziców, babcie, osoby prowadzące rodzinne
    > >>> domy dziecka, rodziny zastępcze i tak dalej. A jednak kontrolują. Ich
    > >>> działania powinien cechować umiar, lecz gdy trzeba, to trzeba.
    > >> To, że tak robią nie oznacza, że to zgodne z prawem.
    > > Sprecyzuj: postępowanie których z wymienionych osób jest niezgodne z
    > > prawem? Rodziców, babć, rodzin zastępczych, czy osób prow. rodzinne
    > > domy dziecka?
    > Precyzuję: wszelkich osób dokonujących rzeczonych działań

    Ostro jedziesz. To wiele wyjaśnia.

    > Sprecyzuj:
    > - przeszukanie
    > - dziecko
    > - interwencja
    > - opiekuńczo-wychowawcza.

    Bicie piany. Ja pas.

    > Poza tym są tezy takie, że lepiej bić pianę niż z nimi dyskutować.

    Które są takie złe?

    1. Że ochrona prywatności dziecka w takiej sytuacji byłaby sprzeczna z
    zasadami współżycia społecznego?
    2. Że nauczyciel działa tu w ramach uprawnień i obowiązków służbowych?
    3. Że wobec tego mamy do czynienia z sytuacją kontratypową?

    I czemu złe?

    > "Szczęśliwe dziecko nie potrzebuje ustaw, kodeksów, lecz kochających i
    > rozsądnych rodziców oraz życzliwości i aktywnego zainteresowania ze strony
    > innych osób zajmujących się dzieckiem, ale co jeśli tego nie ma?".

    O filozofii będziemy teraz dyskutować?

    RG

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 56. Data: 2005-01-01 21:59:44
    Temat: Re: Przeszukiwanie rzeczy osobistych w szkołach.
    Od: Marcin <m...@s...waw.towyrzuc.pl>

    Roman G. wrote:

    > Marcin <m...@s...waw.towyrzuc.pl> napisał(a):
    >
    >> >> 1. Idźmy dalej z tym absurdem. Czy nauczyciel ma prawo przeprowadzić
    >> >> rewizję osobistą
    >> > Kto mówi o rewizji osobistej?
    >> Ja mówię. Pytam, gdzie są granice tej dowolności nauczyciela?
    >
    > Tam, gdzie granice dla rodziców i osób ich zastępujących.

    No więc rodzic chyba ma prawo przeszukać swoje dziecko - wnioskuję że
    uważasz, że nauczyciel ma prawo zrobić dokładną rewizję osobistą wszystkim
    swoim uczniom.

    >
    >> obawiam się że normalny ojciec powiedziałby: trzeba było pilnować swojego
    >> cukierka, dopóki nie miałby przekonania, że rzeczywiście któreś inne
    >> konkretne dziecko go zwinęło.
    >
    > To mi dopiero sprawiedliwość! Ukradną mi portfel w pracy, a policjant
    > zamiast przeszukać moich współpracowników, powie: trzeba sobie było
    > pilnować, bo nie mam przekonania, że ktoś konkretny go panu zwinął.
    >

    A przeszuka współpracowników ? Chyba sobie żartujesz, nikt w żadnym
    normalnym kraju na świecie nie będzie przeszukiwał wszystkich pracowników
    biura tylko dlatego, że komuś coś zginęło.

    >> Bo w każdym przypadku krzywdzi co najmniej n-2 dzieci.
    >
    > Odnośnie rodziców - proponujesz pozbawienie, czy tylko ograniczenie władzy
    > rodzicielskiej?
    > Odnośnie osób zastępujących rodziców - w jakiej kwocie zażądałbyś
    > odszkodowania?

    To był tylko argument za tym, że niekoniecznie rodzice wychowują swoje
    dzieci metodami śledczymi - ja bym tak zrobił i uważam że to normalne. To w
    końcu istotne, bo nauczyciel mnie zastępujący powinien zasadniczo przyjąć
    chyba najmniejszy dopuszczalny zakres ingerencji ? (jako że dzieci mają
    różnych rodziców gotowych w różny sposób reagować na takie zdarzenie, np. w
    taki jak ja wyżej wskazałem)


    >
    >> No ale w przytoczonej opinii było, że można ingerować w moją (dziecka)
    >> nietykalność jeśli ma to MNIE chronić przed krzywdą. To, że jutro mogę
    >> być ja, do niczego nikogo nie upoważnia
    >
    > Zasada kierowania się dobrem "dziecka" oznacza kierowanie się dobrem
    > wszystkich dzieci powierzonych opiece dorosłego. A żeby uniknąć
    > nieporozumień, art. 4. u.s.o. jako podstawowe kryterium dla działań
    > nauczyciela przyjmuje dobro uczniÓW.

    No właśnie, nie jednego dziecka, któremu coś zginęło tylko.

    >
    >> bo inaczej byłoby to zaproszenie do przeszukiwań prewencyjnych (co prawda
    >> żadne dziecko jeszcze nie odkryło, że zginęła mu komórka, ale być może to
    >> już się stało, więc na wszelki przypadek, żeby ochronić dzieci przed tą
    >> krzywdą, prewencyjnie je przeszukajmy)
    >
    > Nie widzę sensu w tym rozumowaniu.

    No jeśli można konkretne osoby bez żadnego powodu podejrzewać o kradzież
    komórki (bo nie ma okoliczności na nie wskazujących) to czemu nie można
    podejrzewać mimo niezgłoszenia faktu kradzieży, jeśli na przykład
    nauczyciel przypuszcza, że coś takiego kiedyś się zdarzy?

    >
    >> tak, i okoliczności że komuś zginęła komórka, bez wszkazania na konkretną
    >> osobę nie są dla mnie wystarczające.
    >
    > Czyli złapiemy złodzieja, jak pan go nam wskaże?

    Złapiemy złodzieja, jeśli będą jakieś ślady do niego prowadzące. Nie ma
    praktyki przeszukiwania pracowników biura, gdy jednemu z nich coś zginie,
    sorry.


    >
    >> A co jeśli właściciel zgubił komórkę? Szkoła płaci odszkodowanie,
    >> rozumiem?
    >
    > Na podstawie jakiej?
    >

    Chodzi mi o sytuację, gdy ktoś zgubi komórkę, szkoła przeszuka wszystkich
    uczniów, następnie wyjdzie na jaw że on rzeczywiście zgubił, a nikt mu nie
    ukrył.

    >> JA nie widzę powodu, aby dzieciom od małego wciskać, ze domniemanie
    >> niewinności to tylko taka konstytucyjna fikcja, a tak naprawdę dzisiaj ty
    >> możesz być przeszukany bo komuś zginęła komórka, jutro ktoś powie że mu
    >> 10 zł zginęło, itd..
    >
    > Rozumiesz w ogóle rzeczywiste prawne znaczenie pojęcia "domniemanie
    > niewinności"?
    > Domniemanie niewinności nie jest przeszkodą do podjęcia czynności
    > zmierzających do ustalenia winnego i udowodnienia mu winy.
    >
    > Poza tym nie poruszamy się w materii pojęć procesowych, nie ma mowy
    > jeszcze o żadnym podejrzanym, tym bardziej oskarżonym
    >
    > RG
    >

    domniemanie niewinności nie jest jedynie pojęciem procesowym, ale jest
    wartością stanowiącą podstawę współczesnego państwa prawa. I rozciąga się
    na wszystkie działania władzy publicznej, a winno również na sytuację
    socjalizacji w szkole, dając możliwość wychowania świadomych obywateli tego
    państwa.

    Czynności można podjąć, ale różnica między twoją a moją propozycją jest
    dokładnie taka jak różnica między państwem policyjnym a państwem prawa.



  • 57. Data: 2005-01-01 22:05:51
    Temat: Re: Przeszukiwanie rzeczy osobistych w szkołach.
    Od: "Jotte" <t...@W...pl>

    W wiadomości news:cr75n7$6cj$1@inews.gazeta.pl Roman G.
    <r...@g...pl> pisze:

    >> Sprecyzuj:
    >> - przeszukanie
    >> - dziecko
    >> - interwencja
    >> - opiekuńczo-wychowawcza.
    > Bicie piany. Ja pas.
    O! Zaczaiłeś.
    To ja też pas, bo cel osiągnięty.

    >> "Szczęśliwe dziecko nie potrzebuje ustaw, kodeksów, lecz kochających i
    >> rozsądnych rodziców oraz życzliwości i aktywnego zainteresowania ze
    >> strony innych osób zajmujących się dzieckiem, ale co jeśli tego nie ma?".
    > O filozofii będziemy teraz dyskutować?
    Nie, po co?
    Tylko co, jeśli założenie jest nieprawdziwe?

    --
    Pozdrawiam
    Jotte


  • 58. Data: 2005-01-01 22:20:10
    Temat: Re: Przeszukiwanie rzeczy osobistych w szkołach.
    Od: "Roman G." <r...@g...pl>

    Jotte <t...@W...pl> napisał(a):

    > Poza tym są tezy takie, że lepiej bić pianę niż z nimi dyskutować.

    Które są takie złe?

    1. Że ochrona prywatności dziecka w takiej sytuacji byłaby sprzeczna z
    zasadami współżycia społecznego?
    2. Że nauczyciel działa tu w ramach uprawnień i obowiązków służbowych?
    3. Że wobec tego mamy do czynienia z sytuacją kontratypową?

    RG

    --
    Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 59. Data: 2005-01-01 22:26:19
    Temat: Re: Przeszukiwanie rzeczy osobistych w szkołach.
    Od: Maciej Bebenek <m...@t...waw.pl>

    Użytkownik Roman G. napisał:

    > Jotte <t...@W...pl> napisał(a):
    >
    >
    >>Poza tym są tezy takie, że lepiej bić pianę niż z nimi dyskutować.
    >
    >
    > Które są takie złe?
    >
    > 1. Że ochrona prywatności dziecka w takiej sytuacji byłaby sprzeczna z
    > zasadami współżycia społecznego?

    wskaż analogiczna sytuację w świecie dorosłych. 30 osób z pewna
    zależnościa słuzbową.

    > 2. Że nauczyciel działa tu w ramach uprawnień i obowiązków służbowych?

    żartujesz, prawda?

    > 3. Że wobec tego mamy do czynienia z sytuacją kontratypową?

    Nie. Nic sie nie stanie, jak wezwiesz organy do tego powołane. Nie ma tu
    stanu wyższej konieczności.

    M.


  • 60. Data: 2005-01-01 22:31:59
    Temat: Re: Przeszukiwanie rzeczy osobistych w szkołach.
    Od: "Jotte" <t...@W...pl>

    W wiadomości news:cr77mp$d9l$1@inews.gazeta.pl Roman G.
    <r...@g...pl> pisze:

    > Które są takie złe?
    Się upierasz, ale dobra, dla

    > 1. Że ochrona prywatności dziecka w takiej sytuacji byłaby sprzeczna z
    > zasadami współżycia społecznego?
    Tu jest mi potrzebny konkretny przykład implikujący taką sprzeczność.

    > 2. Że nauczyciel działa tu w ramach uprawnień i obowiązków służbowych?
    Przykład proszę.

    > 3. Że wobec tego mamy do czynienia z sytuacją kontratypową?
    Śliska jazda, zawsze ocenna, zawsze zaskarżalna. Uważam, że należy jej
    unikać jak tylko się da.
    No ale - podaj przykład.

    --
    Pozdrawiam
    Jotte

strony : 1 ... 5 . [ 6 ] . 7 . 8


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1