eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawoNieobecnosc nieusprawiedliwiona ucznia › Re: Nieobecnosc nieusprawiedliwiona ucznia
  • Data: 2008-04-09 08:49:09
    Temat: Re: Nieobecnosc nieusprawiedliwiona ucznia
    Od: "LM" <l...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    Użytkownik "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska> napisał w wiadomości
    news:ftfsbh$pr6$1@news.dialog.net.pl...
    >W wiadomości news:ftfjcs$p9i$1@mx1.internetia.pl LM <l...@g...pl>
    > pisze:
    >
    >> - uznać że zaświadczenie jest wąptliwe, a co za tym idzie wyjaśnić
    >> wątpliwości
    > Nie musi osobiście. Może się tym zająć szkoła jako instytucja. Tak nawet
    > lepiej.

    To prawda.


    >>>> Jeśli natomiast nie kwestionuje jego prawdziwości, to ma obowiązek go
    >>>> honorować - tak jak honorują go zakłady pracy, a nawet sądy.
    >>> Je honorować - JE.
    >>> Temu nie sposób - oczywiście -zaprzeczyć.
    >> A honorować w tym kontekście jest tożsame z uznaniem nieobecności za
    >> usprawiedliwioną, co powinno zostać w stosowny sposób odnotowane.
    > Owszem, to chyba oczywiste.

    Cieszę się, że się zgadzasz.

    >
    >>> Podam ci jednak przykład. Otóż w procesie rekrutacji szkoła wymaga sobie
    >>> zaświadczeń od konkretnych specjalistów. I nikogo nie obchodzi czy oni
    >>> byli dostępni czy nie. Ma być od takiego i basta inaczej braki w
    >>> dokumentacji i cześć.
    >> To nie jest adekwatny przykład.
    >> Tam w wymaganiach jest jawnie sformułowany tego typu wymóg - czy prawny,
    >> czy bezprawny to temat na osobną dyskusję - ale jest jawny i konkretny.
    >> Gdyby np. w statucie szkoły było to podobnie sformułowane (że określone
    >> przypadki zwolnienia wymagają zaświadczenia określonych specjalistów), to
    >> wtedy nauczyciel miałby podstawę żeby się tego trzymać.
    > Jakbyś uważnie czytał wątek, to zauważyłbyś, że już dawno napisałem o
    > możliwościach statutowych (i nie tylko statutowych) regulacji tego typu
    > spraw.
    > Przykład adekwatny jest.
    > A teraz wrómy do mojego pytania z wcześniejszej części dyskusji, które ci
    > zadałem, a które ci widać umkło (forma zamierzona) mniej czy bardziej
    > celowo - co wówczas, gdy statut takich regulacji nie zawiera?

    Wówczas honorowane jest zwolnienie od KAŻDEGO lekarza, nie tylko od
    specjalisty. To chyba oczywiste.

    >> Inna sprawa, czy
    >> ta podstawa byłaby zgodna z prawem (moim zdaniem nie). Ale wtedy trzeba
    >> by obalać statut szkoły, a dopiero potem decyzje wydane na jego
    >> podstawie.
    > To zależy od rodzaju regulacji statutowej. Przykładowo zaświadczenie o
    > niezdolności do wykonywania ćwiczeń fizycznych i tym samym udziału w
    > lekcjach wf spowodowane złamaniem czegośtam wystawione przez ortopedę
    > niekoniecznie musi powodować zwolnienie z lekcji matematyki.

    Oczywiście - ale wtedy gdy na zwolnieniu jest napisane, że jest to
    zwolnienie (lub zalecenie zwolnienia) z lekcji WF-u.
    Jeśli na zaświadczeniu jest napisane, że należy ucznia zwolnić z wszystkich
    lekcji, to należy to zrobić - bo nauczyciel nie jest merytorycznie
    przygotowany do rozstrząsania tego wątku, a możę się okazać, że dla tego
    typu złamania niewskazane jest np. długotrwałe siedzenie, w tym także na
    lekcji matematyki.

    >>> Inaczej ma się sprawa z uzasadnieniem prośby o usprawiedliwienie
    >>> przedstawianej (niekiedy po prostu tylko słownie) przez rodzica,
    >>> prawnego opiekuna czy samego pełnoletniego ucznia. To już kwestia
    >>> ocenna, a ocenia nauczyciel. Trzymając się wspomnianego przez ciebie
    >>> gruntu "sądowego" - daje wiarę lub nie. Wiąże się to jego obowiązkami
    >>> wymienionymi we wzmiankowanych przeze mnie aktach prawnych jest to
    >>> całkowicie zrozumiałe (choć może nie dla wszystkich).
    >> I znowu - nie dotarła do Ciebie jedna rzecz. Że już nie żyjemy w
    >> komuniźmie i to rodzice odpowiadają za dzieci, a nie państwo i jego
    >> organy.
    > Aaaa, to tu jest pies pogrzebany, takie fobie działają...

    To nie są fobie - to jest postrzeganie różnicy...
    Tylko niektórzy nie zauważają, że zmieniają się czasy, realia, prawa i
    obowiązki...

    /.../
    >
    >> Ja nigdy nie proszę nauczyciela o usprawiedliwienie nieobecności
    >> dziecka. Ja JĄ USPRAWIEDLIWIAM i jedyne o co proszę, to o odnotowanie
    >> tego faktu w stosownej dokumentacji szkolnej.
    > Ja, ja, ja. Bufonada.

    Jeżeli bufonadą jest przyznawanie się do tego, ze jestem rodzicem i z tego
    tytułu mam okreśone prawa, to tak - jestem bufonem. Ja spłodziłem dziecko,
    ja wychowuję dziecko, ja za niego odpowiadam i ja mam w związku z tym
    określone prawa i obowiązki. Ja, ja, ja..

    > A cóż to za argument? Trafisz w końcu na jakiegoś w miarę sensownego
    > belfra, co ci nosa przytrze i tyle.

    Bardzo bym się zdziwił, a on jeszcze bardziej.

    >
    >> Nawet jeśli (czasem) mówię, że proszę o usprawiedliwienie nieobecności -
    >> to jest to właśnie ten skrót myślowy - tak naprawdę proszę o
    >> odnotowanie MOJEGO usprawiedliwienia.
    > Niespecjalnie sensowne ujęcie, ale niech tam.
    > Twoja prośba nie musi być spełniona.

    Oczywiście - jak każda prośba. Nawet się to parę razy zdarzyło. W takim
    przypadku składam skargę na nauczyciela do dyrektora, ew. w dalszej
    kolejności do kuratora. Piszę ewentualnie, bo jeszcze się nie zdarzyło (a
    było to z racji przeprowadzek kilka różnych szkół), żeby dyrektor nie
    przyznał mi racje i nie załatwił tej sprawy, zwykle przy tej okazji (już z
    jego własnej inicjatywy) przywołując nauczyciela do pionu. :-P

    Żeby było jasne - nigdy nie robiłem awantur - zawsze tylko grzecznie i
    stanowczo przedstawiałem swoje racje.

    >> Nauczyciel uznaniowo traktując jakiekolwiek uzasadnienia tego typu
    >> uzurpuje sobie prawo do oceny postępowania rodziców i na tej podstawie
    >> podejmowania jakichś działań.
    > Nie uzurpuje. On je ma. On nie tylko uczy, ale i wychowuje.

    Ale dzieci, nie rodziców. Nauczyciela, który podważa autorytet rodziców,
    szanująca się szkoła wywala na zbity pysk. Bo właśnie to jest skrajnie
    niewychowawcze.
    Nota bene - rozsądny rodzic takoż (poza absolutnie skrajnymi przypadkami)
    nie podważa autorytetu nauczyciela i takie sprawy załatwia dyskretnie.


    >> Wbij sobie raz do głowy, że NAUCZYCIEL NIE MA TAKIEGO PRAWA. Jego g...no
    >> obchodzi dlaczego ja podjąłem decyzję o tym, że dziecko nie pójdzie do
    >> szkoły, bo to jest moje dziecko i ja mam prawo do takiej decyzji. Nie
    >> muszę podawać uzasadnienia dla mojej decyzji - co jest chyba oczywiste
    >> - bo mogą to być powody, których nie chcę podawać do wiadomości osób
    >> trzecich, w tym nauczyciela.
    >> Z punktu widzenia dziecka i obowiązku szkolnego JA za ten obowiązek
    >> odpowiadam, ja za tę nieobecność odpowiadam, a zatem JA ją
    >> usprawiedliwiam (lub nie) co nauczyciel odnotowuje w stosownej
    >> ewidencji.
    >> Nauczyciel może jedynie uznać że nie realizuję właściwie swoich
    >> obowiązków jako rodzic - i na tej podstawie podejmować stosowne
    >> działania. Ale to nie ma nic wspólnego z ewidencją usprawiedliwień.
    > Oto przykład jak jednostronność myślenia i brak wiedzy prowadzą na
    > manowce.
    > W tym ujęciu uczeń pełnoletni sam odpowiadający za siebie, może podjąć
    > próbę usprawiedliwienia nieobecności na zasadzie "nie byłem na zajęciach,
    > bo podjąłem taką decyzję", a nauczyciel miałby takie coś odnotować jako
    > nieobecność usprawiedliwioną.

    A i owszem - po czym powinien zgłosić fakt unikania przez ucznia obowązku
    szkolnego.

    > Pogrążasz się w absurdach.

    Pozornie - tylko Ci się tak wydaje.

    >> Jeśli dziecko będzie przez 90% roku szkolnego nieobecne, a ja te
    >> nieobecności usprawiedliwię, to w ewidencji wszystkie jego niebecności
    >> powinny być zapisane jako usprawiedliwione. Co nie zmienia faktu, że
    >> nauczyciel powinien zgłosić (w odpowienim trybie - tego rozwijał tu nie
    >> będę), że jego zdaniem nie jest z winy rodziców realizowany obowiązek
    >> szkolny. To wszystko.
    > Nonsensy piszesz. Tobie się tak tylko wydaje. Ty sobie możesz podrygiwać
    > ile chcesz. Ale nie ty decydujesz czy nauczyciel usprawiedliwi nieobecność
    > ucznia na podstawie twojego bełkotu. Nauczyciel realizuje nie tylko
    > program dydaktyczny ale i wychowawczy, w którym zawiera się kształtowanie
    > odpowiedniego stosunku do zdobywania wiedzy, odpowiedzialności itp. itd.
    > (a w ogóle to odsyłałem do rozporządzenia o ocenianiu - przeczytane?).

    Tak. Nie znalazłem tam zapisu że nauczyciel ma prawo kwestionować
    usprawiedliwienie rodziców.

    > Takiego rodzica jak ty, to trzeba po prostu krótko za twarz i przywołać do
    > porządku, żeby nie przeszkadzał.

    Tobie się epoki pomyliły. Póki to ja płacę nauczycielowi za uczenie mojego
    dziecka (a tak jest nawe w szkole publicznej, bo jego pensja idzie z moich
    podatków), to co najwyżej ja go mogę za twarz i trzymać któreko, a on mi co
    najwyżej może na pędzel.

    >Masz tylko tyle szczęścia (o ile swoje anonsowane tu działania realizujesz
    >w praktyce, a nie w wyobraźni), że belfry zawzwyczaj tchórzliwe są, kładą
    >uszyska po sobie i wycofują się rakiem.
    > Życzę trafienia na takiego, co cię do pionu przywróci i naprostuje
    > odpowiednio.

    Jakoś jeszcze się w piątej z kolei szkole taki nie znalazł - i to nie są
    szkoły na zadupiu, lecz w dużych miastach. I jeszcze raz powtórzę - NIGDY
    nie robiłem awantur - zawsze rozmawiałem grzecznie, aczkolwiek stanowczo -
    jedynie przedstawiając swoje argumenty. Więc nie ustępowali przed siłą,
    tylko przed rozsądkiem.

    LM


Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1