eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawo › co sie wydarzyło w sądzie...
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 1

  • 1. Data: 2003-11-18 20:41:46
    Temat: co sie wydarzyło w sądzie...
    Od: Manual <m...@p...neostrada.pl>

    Witam

    Dzisiaj na własnej skórze doświadczyłem jak działa polski wymiar
    "sprawiedliwości", a przynajmniej jedna z jego placówek. Przechodzę do
    sedna a raczej zaczynam wylewać swoje żale... Jestem oskarżony o
    popełnienie, najwyraźniej poważnego, przestępstwa jakim jest
    podrobienie stempla w legitymacji (dodam tylko że mimo iż czyn
    popełniłem, czały czas byłem studentem, więc nie sięgnąłem po
    przywileje mi nienależne). Ale nie o tym chciałem...
    Jechaliśmy (Ja i ojciec) ok 60 km aby stawić się karnie na rozprawie.
    Przed drzwiami sali rozpraw pojawiliśmy się na około 30 min przed
    wyznaczonym terminem. Rzuciliśmy okiem na wokandę aby sprawdzić czy na
    pewno dobrze trafiliśmy. Rozprawy były rozpisane na dwóch kartkach. Na
    jednej rozprawy od 8:30 do 14:30 a na drugiej tylko jedna wyznaczona
    na około 12:30. Pod nią, długopisem było dopisane "pozostałe rozprawy
    odbywają się w sali rozpraw nr 2". Aby rozwiać wszelkie wątpliwości
    ojciec udał się do sekretariatu, gdzie pokazał wezwanie i zapytał
    panią, przed którą salą powinniśmy czekać. Uzyskał informację że pod
    salą nr 2, gdzie niezwłocznie się udaliśmy. Czekaliśmy aż ktoś nas
    wywoła , co jednak się nie stało. W pewnym momencie z sali rozpraw
    wyszła pani i spytała nas na co jeszcze czekamy. Powiedzieliśmy że na
    rozprawę, podaliśmy godzinę, imię i nazwisko moje, czyli oskarżonego,
    na co pani odparła że ta rozprawa na pewno nie miała się odbyć w sali
    nr2. Pobiegliśmy więc do sekretariatu. Pani w sekretariacie
    powiedziała nam że przecież rozprawa się już skończyła (odbyła się w
    sali nr1) i że byliśmy na niej nieobecni. Odparliśmy że zostaliśmy w
    takim razie wprowadzeni w błąd, ponieważ na wokandzie był w/w dopisek
    a dodatkowo pani w sekretariacie wysłała nas pod salę nr 2. Na to pani
    w sekretariacie z wyraźną drwiną w głosie wyraziła zdziwienie że jej
    dopisek mógł być niezrozumiały. Powiedziała przy tym iż dopisek na w/w
    wokandzie brzmiał "sprawy nie objęte niniejszą wokandą odbywają się w
    sali rozpraw nr 2". Dodała jeszcze że "ona to już nie wie jak ona ma
    pisać żeby ludzie to zrozumieli", oczywiście z wyraźną drwiną. Byliśmy
    już tak poddenerwowani że daliśmy sobie wmówić że tekst na kartce
    brzmiał tak jak ona nam powiedziała a nie tak jak napisałem na
    wstępie. Byłem już tak załamany że uwierzyłem że krótko mówiąc daliśmy
    ciała. Chcieliśmy jednak znać konsekwencje niestawienia się na
    rozprawie (aha pani zadrwiła w rozmowie kilka razy że "przecież pana
    nie było na rozprawie) i jakie są dalsze możliwości. Zostaliśmy zbyci
    tekstem że przyjdzie zawiadomienie o zaocznym wydaniu wyroku (500PLN)
    i że tam będzie pouczenie jakie prawa nam przysługują. Chcieliśmy
    PROSTEJ rady co powinniśmy zrobić w tej sytuacji. Zapytaliśmy więc
    jednego z sędziów, który akurat był w sekretariacie. Znów trafiliśmy w
    mur. Znowu usłyszeliśmy że będzie pouczenie, ale co będzie w tym
    pouczeniu już nie... Koniec końców zdrowo wkurzeni odjechaliśmy spod
    sądu. Jednak po przejechaniu kilkuset metrów przypomniałem sobie że
    dopisek brzmiał "pozostałe..." a nie "sprawy nie objęte niniejszą ..."
    Postanowiliśmy wrócić i odnaleźć kartkę. Dowiedzieliśmy się że wokandy
    po zamknięciu posiedzenia wędrują do kosza. Byliśmy zdecydowani
    dowieść tego że zostaliśmy wprowadzeni w błąd. Pani, która wykonała
    zdradziecki dopisek była już w drodze do domu, więc nikt nie był w
    stanie powiedzieć do którego kosza została wyrzucona feralna wokanda.
    Przeszukaliśmy wszystkie kosze na korytarzach w budynku. znaleźliśmy
    wszystkie wokandy prócz, oczywiście, naszej. Zbieg okoliczności?
    Wróciliśmy do sekretariatu i spytaliśmy czy istnieje taka możliwość że
    wokanda została wyrzucona do kosza w sekretariacie. Otrzymaliśmy
    odpowiedź że tak mogło być. W "międzyczasie" pojawił się kolejny
    sędzia, którego poprosiliśmy o pomoc i zrozumienie. Właściwie nie
    pytany zaczął opisywać procedurę wysyłania zawiadomienia o zaocznym
    wydaniu wyroku itp itd. Mój ojciec przerwał mu mówiąc że to już wiemy,
    że chcemy dojść czegoś innego. Na co pan sędzia zapytał "kto tu jest
    oskarżony, pan?" Ojciec odpowiedział że syn. "Więc z panem nie
    rozmawiam" powiedział ostro ojcu sędzia (czyżby sędzia nie rozmawiał z
    nikim poza oskarżonymi?). Widzieliśmy więc że rozmowa z tym panem
    niczego nam nie da. Zaoferowaliśmy więc że sami odnajdziemy w koszu
    w/w wokandę, skoro nikt nie kwapił się żeby grzebać w śmieciach (i
    trudno się dziwić) Wywołało to powszechną wesołość a na twarzach
    personelu sekretariatu zakwitły cyniczne uśmiechy. Pan sędzia
    stwierdził że nie ma mowy żeby ktokolwiek zaglądał do kosza. Widząc że
    niczego nie wskóramy zapyatłem "jak w takim razie napisać skargę na
    działanie sądu" (dosłownie) Pan sędzia rzucił cynicznie "wziąć
    długopis, kartkę i napisać). Brawo.

    Mam oczywiście świadomość że sądownictwo, a przede wszystkim ludzie
    (chociaż słowa "ludzie" używam z wahaniem) w nim pracujący nie mają za
    zadanie głaskać "petentów" po główkach i użalać się nad każdym. Myślę
    jednak że występuje tu typowy przykład nadużycia władzy, tym bardziej
    że bardzo niewiele ludzi zna się na prawie i w związku z tym bardzo
    niewiele trzeba aby pokazać "kto tu rządzi". Nie dość że nie można
    otrzymać żadnej informacji, jest się traktowanym wybitnie z góry.
    Urzędnicy urzędu miejskiego to megaprzyjemniaczki, w porównaniu z
    pracownikami sądu, których dzisiaj miałem możliwość "podziwiać".
    Niezawiśli sędziowie? Mam wrażenie że ich niezawisłość uprawnia ich do
    cynizmu i obcesowego traktowania ludzi. Nie wyobrażam sobie jak
    sędzia, który popisał się dzisiaj takim cynizmem może wydawać
    sprawiedliwe wyroki, które wymagają jednak czegoś więcej niż tylko
    znajomości paragrafów...

    Manual

    PS I Dla kontrastu dodam że człowiek, który próbował poderżnąć mi w
    okolicach maja gardło (recydywista - zarżnął już wcześniej swojego
    ojca) i którego złapałem i dostarczyłem policji, chodzi na wolności -
    śledztwo umorzono. Ja, licząc (naiwnie) na sprawiedliwość (czyli
    umorzenie/uniewinnienie) stawiałem się karnie przed sądem, który
    najwyraźniej chce podreperować swoje statystyki karząc groźnego
    przestępce jakim, zapewne, jestem...Kogo prawo traktuje lepiej???

    PS II Życzę pracownikom sądu z którymi miałem dzisiaj kontakt żeby na
    swojej drodze spotykali ludzi takich jak oni sami...

strony : [ 1 ]


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1