eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawo › wtargniecie do mieszkania i naruszenie nietykalnosci
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 9

  • 1. Data: 2003-06-01 19:28:00
    Temat: wtargniecie do mieszkania i naruszenie nietykalnosci
    Od: "Andrzej Lawa" <a...@l...com>

    Witam!

    Może w skrócie opiszę całą sytuację:

    Któregoś dnia przyjechała nagle do mnie matka mojego taty (osoba parę dni
    wcześniej wypuszczona z Tworek). Ponieważ nie podobało jej się mieszkanie
    pod Warszawą z moimi rodzicami, postanowiła na siłę przenieść się do
    Warszawy - najpierw chciała na siłę wprowadzić się do moje siostry (i m.in.
    dlatego wylądowała w zakładzie psychiatrycznym) potem - po wyjściu -
    usiłowała wejść do mnie.

    Przez uchylone drzwi usiłowałem z nią negocjować - spokojnie i bez krzyków,
    choć niezbyt cicho (jest przygłucha). W tym momencie z góry zeszła sąsiadka,
    która do tej pory udawała zrozumienie sytuacji i współczuła osoby
    niepoczytalnej w rodzinie, a teraz nagle zaczęła mi grozić eksmisją i
    zamknięciem w Tworkach za 'znęcanie się nad staruszką'.

    Zażądałem, żeby się nie mieszała, bo najwyraźniej nic nie rozumie i
    zagroziłem jej pozwem (szczerze mówią nawet nie wiem o co mógłbym ją
    oskarżyć za wtrącanie się w sprawy rodzinne i celowe zaognianie sytuacji,
    ale...).

    W tym momencie zlazł jej mąż i zaczął coś mamrotać o bezsensowności dyskusji
    i sensowności 'przywalenia gnojkowi'. Po czym zaczął wpychać mi się na siłę
    do mieszkania. Ponieważ był agresywny i miał 'mord w oczach' chciałem lekko
    odepchnąć, żeby móc zamknąć drzwi (dłonią, delikatnie, na wysokości mostka)
    i wezwać policję. Niestety, rzucił się swym cielskiem na drzwi i 'na dzień
    dobry' walnął mnie nasadą dłoni w żuchwę (kurcze - jakiś chyba fachowy cios,
    bo śladów było mało, a potem przez prawie tydzień miałem problemy z
    gryzieniem). Wlazł mi do mieszkania i kontynuował atak - ja się tylko
    osłaniałem ręką (niestety - jakoś nie potrafię uderzyć - nawet, jak się
    okazuje, w samoobronie). 'Podałem tyły'. Ale miałem gaśnicę (tą proszkową,
    więc nie bardziej szkodliwe to było od posypania piaskiem) - więc chwyciłem
    i psiknąłem im dwa czy trzy razy nad głowami rycząc WON. Strategia działania
    na postrach okazała się skuteczna, wycofali się, zamknąłem drzwi i wezwałem
    policję.

    Policja, nie wiadomo dlaczego, poszła najpierw do tego bandziora, po czym
    okazało się, że to ponoć ja jego napadłem (tia - siłą woli zmusiłem go do
    wtargnięcia do mojego mieszkania, po czym zaatakowałem jego rękę żuchwą...).

    Po rozmowie ze mną chyba przestali tak uważać, ale czułem pewien ich
    niesmak - choć chyba do całej sprawy (i się nie dziwię) a nie do mnie.

    Potem pojechałem na komisariat złożyć zeznanie/zawiadomienie o popełnieniu
    przestępstwa (podałem wszystkie okoliczności j.w.). Byłem też na chirurgii
    szczękowej - bo miałem problemy z gryzieniem i szerokim otwieraniem szczęki.
    Złamań nie było, ale nadwerężenie w okolicy stawów stwierdzili. Zrobiłem
    obdukcję (80PLN 'w plecy' - grrr...) - w obdukcji było to, co wpisali na
    chirurgii szczękowej, plus opuchlizna na żuchwie oraz siniak i zadrapanie na
    prawym przedramieniu (tym, którym się osłaniałem).

    Aha - dodatkowa komplikacja polega na tym, że 'droga' babcia (która dzisiaj
    twierdzi, że żadnego zajścia sobie nie przypomina) jest u mnie zameldowana.
    Rodzice zresztą też. Przyczyna jest tylko jedna - dom, w którym mieszkają,
    ma na wykończeniu strych i formalnie nie był jeszcze 'odebrany'. Plus sama
    wyprowadziła się na własne _żądanie_ i bez żadnego przymusu oddała klucze (w
    połowie ostatniego grudnia).

    Wiem, że to trochę dziwne, że emeryt (dość wczesny, ale...) pobił 28-latka,
    ale takie są smutne fakty (choleryk czasami jestem, ale nigdy w życiu nikogo
    nie pobiłem - nawet w dzieciństwie; mam jakąś blokadę psychiczną przez
    uszkadzaniem innych). Nie wiem, kim był dawniej, ale kiedyś kogoś straszył,
    że jest policjantem (???) i chodzą plotki, że to były UBek (to by wyjaśniało
    namiętność do wchodzenia do cudzych mieszkań i bicie w twarz ;). Co ciekawe
    jest po zawale (tutaj nasuwa mi się kwestia 'otępienia miażdżycowego' -
    objawy się poniekąd zgadzają). Aha - ponoć kiedyś uwięził harcerzy w
    harcówce 'bo hałasowali'.

    Ufff... No to na razie tyle... Macie jakieś rady, sugestie itepe?

    PS: gdy składałem zawiadomienie na komisariacie, jakiś dyżurujący tam buc
    (zeznanie przyjęła jakaś młoda, sympatyczna policjantka) usiłował mnie
    straszyć, że nie wpuszczenie osoby zameldowanej podpada pod Art 191 KK - ale
    to jest jakaś bzdura, bo tam jest o 'przemocy' oraz 'groźbie bezprawnej'.
    Jakiś kumpel tego bandyty czy co? Może chciał mnie zastraszyć i zmusić do
    wycofania zeznań? Plus bredził coś, że do nie jest moje mieszkanie
    (spółdzielcze lokatorskie, ja jestem głównym lokatorem, mieszkanie dawniej
    było moich _rodziców_ - 'droga' babcia mieszkała zupełnie gdzie indziej).


  • 2. Data: 2003-06-01 20:23:38
    Temat: Re: wtargniecie do mieszkania i naruszenie nietykalnosci
    Od: "Robert Tomasik" <r...@g...pl>

    To co opisujesz, to klasyczne naruszenie miru domowego. Daj spokój z tym
    pobiciem, bo to w sumie zawsze pada. Należałoby udowodnić, że doznałeś
    obrażeń ponad 7-dni, a to z Twojego opisu wydaje mi się niemożliwe.
    Proponuję na sygnaturę akt wysłać wniosek, i ż żądasz ścigania gościa za
    naruszenie miru domowego poprzez wtargnięcie siłą do Twojego mieszkania.
    Ścigane z urzędu i w miarę łatwe do udowodnienia w Twoim wypadku.

    Co do wpuszczenia lub nie osoby zameldowanej w danym lokalu, to już sprawa
    jest bardziej skomplikowana. Po nowelizacji przez Trybunał Konstytucyjny
    wiosną tamtego roku prawa w tym zakresie, to fakt zameldowania nie jest już
    równoznaczny z faktem uprawnień do pobytu w danym lokalu. Należy zawsze
    zbadać uprawnienia osoby zameldowanej do zamieszkiwania. Tak więc
    niewpuszczenie niekoniecznie musi być przestępstwem, choć jeśli ciotka ma
    prawo u Ciebie zamieszkiwać, a Ty jej nie chcesz wpuścić, to faktycznie
    można kilka artykułów znaleźć. Choćby zmuszanie do określonego zachowania,
    ale nie tylko.
    --
    Jestem tylko człowiekiem i mogę się mylić. Przedstawiony wyżej
    punkt widzenia jest moją prywatną opinią i upraszam o nie trakto-
    wanie jego jako bezwzględnie obowiązującego stanu prawnego.





    --
    Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 3. Data: 2003-06-01 21:20:45
    Temat: Re: wtargniecie do mieszkania i naruszenie nietykalnosci
    Od: "Andrzej Lawa" <a...@l...com>

    Użytkownik "Robert Tomasik" <r...@g...pl> napisał w wiadomości
    news:bbdpnj$ob5$5@inews.gazeta.pl...
    > To co opisujesz, to klasyczne naruszenie miru domowego. Daj spokój z tym
    > pobiciem, bo to w sumie zawsze pada. Należałoby udowodnić, że doznałeś
    > obrażeń ponad 7-dni, a to z Twojego opisu wydaje mi się niemożliwe.

    Faktycznie - w obdukcji jest "naruszenie funkcji organizmu _poniżej_ 7 dni".

    > Proponuję na sygnaturę akt wysłać wniosek, i ż żądasz ścigania gościa za
    > naruszenie miru domowego poprzez wtargnięcie siłą do Twojego mieszkania.
    > Ścigane z urzędu i w miarę łatwe do udowodnienia w Twoim wypadku.

    Chyba tak to właśnie na komisariacie zapisali (Art 193 KK - zgadza się? czy
    jeszcze jakiś) - jutro jeszcze postaram się upewnić.

    > Co do wpuszczenia lub nie osoby zameldowanej w danym lokalu, to już sprawa
    > jest bardziej skomplikowana. Po nowelizacji przez Trybunał Konstytucyjny
    > wiosną tamtego roku prawa w tym zakresie, to fakt zameldowania nie jest
    już
    > równoznaczny z faktem uprawnień do pobytu w danym lokalu. Należy zawsze
    > zbadać uprawnienia osoby zameldowanej do zamieszkiwania. Tak więc

    To się chyba da łatwo wykazać, bo (a) nigdy tam nie była głównym lokatorem
    (b) na własne żądanie przeprowadziła się do moich rodziców i oddała klucze.
    Czynsz i inne opłaty płacę ja i tylko ja.

    Dobrze rozumuję?

    Jeszcze jakbyś mógł wskazać odpowiedni paragraf...

    > niewpuszczenie niekoniecznie musi być przestępstwem, choć jeśli ciotka ma
    > prawo u Ciebie zamieszkiwać, a Ty jej nie chcesz wpuścić, to faktycznie

    Babka konkretnie.

    > można kilka artykułów znaleźć. Choćby zmuszanie do określonego zachowania,
    > ale nie tylko.

    Póki co tylko usiłowałem przekonać - drzwi były otwarte i rozmawiałem 'w
    progu'. Podkreślam: ona nie próbowała wejść na siłę (jeszcze).



  • 4. Data: 2003-06-01 22:13:31
    Temat: Re: wtargniecie do mieszkania i naruszenie nietykalnosci
    Od: "Robert Tomasik" <r...@g...pl>

    | Faktycznie - w obdukcji jest "naruszenie funkcji organizmu _poniżej_ 7
    dni".

    Obdukcja nie ma nic do rzeczy. Ważna jest opinia biegłego sądowego. Znane mi
    są przypadki, gdy pobity dostawał kilkanaście dni L-4, zaś biegły później
    orzekał, że naruszenie czynności nie przekraczało 7-miu dni. nie pytaj mnie,
    dla czego tak jest, bo sam się wiele razy zastanawiałem. Kilka razy biegłych
    pytałem i dalej nie wiem. Po prostu ustawowe naruszenie nie ma nic wspólnego
    z L-4. jak Ci wybiją zęba, to L-4 nie dostaniesz, zaś naruszenie będzie
    ponad 7 dni.
    |
    | Chyba tak to właśnie na komisariacie zapisali (Art. 193 KK - zgadza się?
    czy
    | jeszcze jakiś) - jutro jeszcze postaram się upewnić.

    Zgadza się. Nigdzie nie chodź. Poczekaj, jak przyjdzie Ci postanowienie o
    wszczęciu. Tam będzie napisane, o co jest prowadzone postępowanie. Jak tam
    będzie źle, to ewentualnie skorygujesz pismem.
    |
    | To się chyba da łatwo wykazać, bo (a) nigdy tam nie była głównym lokatorem
    | (b) na własne żądanie przeprowadziła się do moich rodziców i oddała
    klucze.
    | Czynsz i inne opłaty płacę ja i tylko ja.
    |
    | Dobrze rozumuję?

    Moim zdaniem źle. Ważne jest, z czego wynika prawo tej osoby do przebywania
    w Twoim mieszkaniu. Jeśli tylko z tego, że jest tam zameldowana, to należy
    ją wymeldować. Polecam lekturę USTAWY z dnia 10 kwietnia 1974 r. o ewidencji
    ludności i dowodach osobistych. W skrócie, to należy wykazać, że osoba ta
    utraciła uprawnienie do przebywania w Twoim mieszkaniu, albo że nie
    zamieszkuje tam od co najmniej sześciu miesięcy a jej miejsca pobytu nie
    można ustalić.

    Ponieważ druga teza wydaje mi się trudna do wykazania (wiecie gdzie
    mieszka), więc należy wykazać, że utraciła uprawnienia do zamieszkania. Stąd
    mój wniosek o ustalenie najpierw, z czego one wynikały. Z najmu, z faktu, że
    jest członkiem rodziny? Na jakiej podstawie została kiedyś zameldowana?

    Jeśli jest to osoba chora psychicznie, to o ile jest ubezwłasnowolniona, to
    może przedstawiciel ustawowy dopełni za nią wreszcie obowiązku meldunkowego
    i zamelduje ją tam, gdzie faktycznie mieszka. W ten sposób zostanie
    wymeldowana z Twojego mieszkania i sprawa od tej strony zostanie rozwiązana.

    Nie rozwiąże to co prawda problemu próby ponownego wprowadzenia się jej do
    Ciebie, ale na to już nie da się nic poradzić. Od tego są lekarze. Jak
    będzie nachalna, to zostają Tworki i tyle.

    | > niewpuszczenie niekoniecznie musi być przestępstwem, choć jeśli ciotka
    ma
    | > prawo u Ciebie zamieszkiwać, a Ty jej nie chcesz wpuścić, to faktycznie
    |
    | Babka konkretnie.

    ?????????????? - nie wiem o co Ci chodzi, więc trudno mi się odnieść do tej
    dygresji.
    |
    | > można kilka artykułów znaleźć. Choćby zmuszanie do określonego
    zachowania,
    | > ale nie tylko.
    |
    | Póki co tylko usiłowałem przekonać - drzwi były otwarte i rozmawiałem 'w
    | progu'. Podkreślam: ona nie próbowała wejść na siłę (jeszcze).

    Najważniejsze jest to, czy ona ma prawo wejść do Ciebie. Jeśli nie ma prawa
    wejść, to możesz użyć nawet siły fizycznej, by do tego niedopuścić. Podstaw
    prawnych w tej sytuacji można znaleźć kilka. Gorzej, jeśli ona faktycznie ma
    prawo u Ciebie mieszkać, a Ty jej nie chcesz wpuścić.


    --
    Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 5. Data: 2003-06-01 23:26:11
    Temat: Re: wtargniecie do mieszkania i naruszenie nietykalnosci
    Od: "Andrzej Lawa" <a...@l...com>

    Użytkownik "Robert Tomasik" <r...@g...pl> napisał w wiadomości
    news:bbduqt$6de$2@inews.gazeta.pl...

    > | Czynsz i inne opłaty płacę ja i tylko ja.
    > |
    > | Dobrze rozumuję?
    >
    > Moim zdaniem źle. Ważne jest, z czego wynika prawo tej osoby
    > do przebywania w Twoim mieszkaniu. Jeśli tylko z tego, że jest
    > tam zameldowana, to należy ją wymeldować.
    > Polecam lekturę USTAWY z dnia 10 kwietnia 1974 r. o ewidencji

    Czytałem... I dopytywałem się w urzędzie gminy. Wniosek teoretycznie mogę
    złożyć, ale będzie to trwało. Szybciej chyba rodzinka załatwi oficjalne
    zakończenie budowy i meldunek na miejscu.

    > ludności i dowodach osobistych. W skrócie, to należy wykazać, że osoba ta
    > utraciła uprawnienie do przebywania w Twoim mieszkaniu, albo że nie
    > zamieszkuje tam od co najmniej sześciu miesięcy a jej miejsca pobytu nie
    > można ustalić.

    6 miesięcy? Tyle mniej-więcej minęło. A miejsce pobytu jest znane - tylko
    nie jest tam zameldowana wyłącznie z powodu braku zakończenia budowy 'na
    papierze' (bo faktycznie to już od dość dawna jest - rodzice mieszkają tam
    od jakiegoś 1.5 roku - na stałe).

    > Ponieważ druga teza wydaje mi się trudna do wykazania (wiecie gdzie
    > mieszka), więc należy wykazać, że utraciła uprawnienia do zamieszkania.
    Stąd
    > mój wniosek o ustalenie najpierw, z czego one wynikały. Z najmu, z faktu,
    że
    > jest członkiem rodziny? Na jakiej podstawie została kiedyś zameldowana?

    OK, poczęstuję Cię sagą rodzinną ;)

    Wyglądało to tak: swego czasu moja siostra postarała się będąc 'na dorobku'
    w UK o ciążę i męża. Po powrocie z 'dorobku' zamieszkała wraz z tym mężem i
    dzieckiem w swoim pokoju w tym mieszkaniu, w którym teraz ja mieszkam.

    Poza tym były dwie babcie: jedna mieszkająca (sama) we Włochach (nie mylić z
    Italią ;) w swoim mieszkaniu w przedwojennej kamienicy w średnim stanie,
    oraz jedną mieszkającą nieco bliżej centrum we własnościowym społdzielczym
    mieszkaniu wraz ze sparaliżowanym po wylewie mężem.

    Pierwotne plany były takie: ta pierwsza babcia do nas, a moja siostra z
    dzieckiem i szwagrem do niej. Praktycznie do momentu przeprowadzki byłem
    przekonany, że tak właśnie będzie.

    Jednakże na błagania tej drugiej - że samej na starość źle, że 'chorym' (jak
    od momentu wlewu o moim dziadku mówiła) nie ma siły się sama zajmować - i
    wbrew własnym - spowodowanym doświadczeniem wspólnego mieszkania parę dekad
    wcześniej - powaznym wątpliwościom (delikatnie pisząc)

    Przez jakiś czas było OK, w międzyczasie dziadek zmarł, potem sytuacja
    zaczęła się pogarszać - póki co jeszcze nie w związku ze mną (i w ogóle nie
    wiem, co było pretekstem - chyba po prostu lubi awantury i nienawidzi mojej
    mamy). Taką przykładową scenką było naćpanie się jakichś otępiających
    środków dokładnie na Wigilię Bożego Narodzenia.

    Wznowiła użalania, zaczęła nachodzić moją siostrę kręcąc nosem na zmiany
    wprowadzone w 'jej' mieszkaniu (z kolorem zasłon włącznie).

    Potem było coraz gorzej - jednm z 'kamieni milowych' tej równi pochyłej, po
    której się staczała, był moment, kiedy kupiłem sobie skuter (za własne
    pieniądze notabene). Po prostu nienawidzi jednośladów z silnikami i już. A
    ja ośmieliłem się mieć własne zdanie (czego nienawidzi jeszcze bardziej).

    W międzyczasie pod wpływem impulsu rodzice kupili kawałek ziemi pod
    Nadarzynem i zaczęłi się budować. Chcąc jak najmniej przebywać z tą wiedźmą
    (która jeszcze jakoś mnie znosiła) przebywali tam coraz dłużej i częściej.
    Pozbawiona obiektu nienawiści (mojej mamy) 'kochana' babcia zaczęła coraz
    bardziej czepiać się mnie.

    W kolejnym międzyczasie ;) rodzice przepisali mieszkanie (spółdzielcze
    lokatorskie) na mnie i niedługo przeprowadzili się permanentnie to już
    prawie wykończonego domu.

    Sytuacja tutaj zaczęła się pogarszać - kiedyś np. wybuchał potężna awantura
    o to, że... miałem czelność przestaszony wpaść do kuchni i w panice zacząłem
    otwierać okna (nie zapaliła gazu i już całe mieszkanie było zagazowane, 'ale
    przecież nic się nie stało'). Innym razem budzę się i widzę obcego faceta w
    mieszkaniu - okazało się, że bez konsultacji ze mną wezwała jakiegoś
    pseudo-fachowca do przemalowania okna w jej pokoju. Oczywiście fachowiec
    spaprał sprawę - co wcale nie poprawiło jej nastroju (wyładowała się w
    kolejnej awnturze gdy grzecznie poprosiłem ją, żeby jednak jakieś większe
    remonty ze mną konsultowała i nie zaskakiwała mnie jakimiś obcymi facetami
    pałętającymi się po mieszkaniu).

    Kiedyś nawet zorganizowała jakieś bzdurne donosy na mnie do spółdzielni, raz
    o mało co nie puściła z dymem mieszkania, a kiedyś zostawiła na pół dnia
    otwarte na oścież drzwi...

    Czyli zdecydowanie wymaga nadzoru, którego ja nie jestem w stanie zapewnić
    (pracuję głównie w nocy - tłumaczenia robię - i potem rano ona może dowolne
    dywersje robić).

    W którym momencie się jakby uspokoiło. I nagle (w połowie grudnia)
    dowiedziałem się, że się wyprowadza do rodziców. Moje zaskoczenie (i ulga),
    u moich rodziców tez ulga z jednej strony (bo co dwie osoby z lekkim snem
    pilnujące kogoś takiego, to nie jedna ze snem iście kamiennym; a jako
    rodzice są OK trochę im sen z oczu spędzała perspektywa, że kiedyś nie będę
    miał szczęścia i mnie jakoś zaraza wykończy) ale z drugiej strony wręcz
    przeciwnie - bo do tej pory mieszkali sobie sami, w miłej atmosferze,a taką
    cholerę spowadzić sobie do domu to mało przyjemna sprawa.

    W każdym razie przeprowadzka doszła do skutku, klucze oddała i przez jakiś
    czas był spokój. Potem 'wieś' jej się znudziła (brak np. cmentarzy z dużą
    liczbą pogrzebów - jedna z jej ulubionych rozrywek)...a reszta jest już
    historią.

    > Jeśli jest to osoba chora psychicznie, to o ile jest ubezwłasnowolniona,
    to
    > może przedstawiciel ustawowy dopełni za nią wreszcie obowiązku
    meldunkowego
    > i zamelduje ją tam, gdzie faktycznie mieszka. W ten sposób zostanie
    > wymeldowana z Twojego mieszkania i sprawa od tej strony zostanie
    rozwiązana.

    Sęk w tym, że ja (chyba?) nie za bardzo mogę - chyba tylko jej syn (mój
    tata).

    A oni do sądów i okolicy czują ogromną odrazę, spowodowaną m.in.
    przeświadczeniami z tzw. minionego okresu (cóż, wiele cieczy w Wiśle
    upłynie, zanim ludzie przestaną kojarzyć policję i sądy z narzędziami
    reżimu).

    > Nie rozwiąże to co prawda problemu próby ponownego wprowadzenia się jej do
    > Ciebie, ale na to już nie da się nic poradzić. Od tego są lekarze. Jak
    > będzie nachalna, to zostają Tworki i tyle.

    Jak już nie będzie zameldowana, to po prostu nie będę dyskutował ani drzwi
    otwierał, tylko będę wzywał tzw. organa i już.

    Dość mi (i reszcie rodziny) nabruździła i nerwów napsuła, żebym teraz nie
    miał jakichś oporów przeciwko temu :-(

    > | > niewpuszczenie niekoniecznie musi być przestępstwem, choć jeśli ciotka
    > | > ma prawo u Ciebie zamieszkiwać, a Ty jej nie chcesz wpuścić, to
    > | > faktycznie
    > |
    > | Babka konkretnie.
    >
    > ?????????????? - nie wiem o co Ci chodzi, więc trudno mi się odnieść do
    tej
    > dygresji.

    Że to nie ciotka tylko babka.

    [ciach]

    > | Póki co tylko usiłowałem przekonać - drzwi były otwarte i rozmawiałem 'w
    > | progu'. Podkreślam: ona nie próbowała wejść na siłę (jeszcze).
    >
    > Najważniejsze jest to, czy ona ma prawo wejść do Ciebie. Jeśli nie ma
    prawa
    > wejść, to możesz użyć nawet siły fizycznej, by do tego niedopuścić.
    Podstaw
    > prawnych w tej sytuacji można znaleźć kilka. Gorzej, jeśli ona faktycznie
    ma
    > prawo u Ciebie mieszkać, a Ty jej nie chcesz wpuścić.

    Nawet jeśli miała (patrz epopeja wyżej), to się jego _dobrowolnie_ i na
    własne _żądanie_ zrzekła. Zażądała wyprowadzki ode mnie i przeprowadzki do
    moich rodziców (dość znienacka - szczerze powiedziawszy nie byłem wtedy
    gotowy na pełen czynsz). Podkreślam, że oddała klucze - przy rodzinie jako
    świadkach (rodzice, siostra, szwagier).



  • 6. Data: 2003-06-02 19:50:24
    Temat: Re: wtargniecie do mieszkania i naruszenie nietykalnosci
    Od: "Robert Tomasik" <r...@g...pl>

    Epopeję przeczytałem ze dwa razy. Może ejstem zmęczony, a może tego nie
    napisałeś wprost. Wyjaśnij mi: czyje jest formalnie Twoje mieszkanie. Na
    kogo ono jest i jaki jest to charakter własności. Jeśli mieszkanie jest
    Twoje, a ciotka nie ma żadnej umowy z której wynikałoby, że ma parwo tam
    mieszkać, to po prostu wypowiadasz jej pisemnie obowiązujacą Was ustnie
    umowę i z tym kwitem najlepiej podpisanym przez nią, że jeden egzemplaż
    otrzymała idziesz do BEL. Wykazujesz, że osoba ta utraciła prawo do
    zamieszkania i jako właściel mieszkania wnosisz o jej wymeldowanie.
    Najlepiej na piśmie i niech kombinują. Ciebie to kosztuje bodaj 5 zł opłaty
    skarbowej.


    --
    Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 7. Data: 2003-06-02 21:19:44
    Temat: Re: wtargniecie do mieszkania i naruszenie nietykalnosci
    Od: "Andrzej Lawa" <a...@l...com>

    Użytkownik "Robert Tomasik" <r...@g...pl> napisał w wiadomości
    news:bbgc3d$i15$2@inews.gazeta.pl...
    > Epopeję przeczytałem ze dwa razy. Może ejstem zmęczony, a może
    > tego nie napisałeś wprost. Wyjaśnij mi: czyje jest formalnie Twoje

    Starałem się pisać maksymalnie jasno - tyle że sama historia dość zawiła
    jest... Ech, nie ma to jak rodzina, żeby zagmatwać człowiekowi życie...

    > mieszkanie. Na kogo ono jest i jaki jest to charakter własności.

    Spółdzielcze lokatorskie, ja jestem członkiem i głównym lokatorem.

    > Jeśli mieszkanie jest Twoje, a ciotka nie ma żadnej umowy
    > z której wynikałoby, że ma parwo tam mieszkać, to po

    Ze mną nigdy żadnej umowy nie zawierała - ani ustnej, ani tym bardziej
    pisemnej. Mieszkała wraz ze mną po wyprowadzeniu się rodziców niejako na ich
    proźbę i tymczasowo - dopóki nie skończą się budować i/lub kompletnie jej
    odbije. Odbić odbiło, poza tym na własne żądanie przeniosła się 'w trybie
    natychmiastowym' do rodziców (znowu dowiedziałem się praktycznie w momencie
    przeprowadzki). Oddała - dość ceremonioalnie - klucze.

    > prostu wypowiadasz jej pisemnie obowiązujacą Was ustnie
    > umowę i z tym kwitem najlepiej podpisanym przez nią,
    > że jeden egzemplaż otrzymała

    Tia, tylko umowy żadnej między nią, a mną nigdy nie było.

    Z podpisem też może być kłopot - pewnie odmówi. A jeśli nie odmówi, potem
    nie będzie pamiętać (jeśli zmieni zdanie - istne orwellowskie dwójmyślenie,
    parę razy już w podobny sposób zmieniała swoją prywatną rzeczywistość).

    > idziesz do BEL.

    Biuro Ewidencji Ludności?

    > Wykazujesz, że osoba ta utraciła prawo do
    > zamieszkania i jako właściel mieszkania wnosisz
    > o jej wymeldowanie.

    Byłem, pytałem. "Dwa miesiące do pół roku, a potem jeszcze miesiąc na
    rozesłanie informacji".

    > Najlepiej na piśmie i niech kombinują. Ciebie to kosztuje
    > bodaj 5 zł opłaty skarbowej.

    W najbliższych 2 tygodniach rodzinka ma załatwić możliwość zameldowania już
    tam u nich - poczekam jeszcze te 2 tygodnie, a póki co będę odpierał ewentua
    lne najścia tym orzeczeniem TK....



  • 8. Data: 2003-06-02 21:28:02
    Temat: Re: wtargniecie do mieszkania i naruszenie nietykalnosci
    Od: "Robert Tomasik" <r...@g...pl>

    Odpisuję raczej "dla pokoleń", bo jesli za kilka dni się przemelduje
    dobrowolnie, to nie ma rzadnego sensu kombinować. W kilka dni nie
    przeskoczysz tego.

    To, że nie sporządziliście żadnej pisemnej umowy nie znaczy, że takiej umowy
    nie było. Ona była, tylko jej nie sformalizowaliście. Była to ustna umowa,
    że ona będzie u Ciebie mieszkać. Jmowę ustą możesz wypowiedzieć na piśmie.


    --
    Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/


  • 9. Data: 2003-06-11 19:02:23
    Temat: Re: wtargniecie do mieszkania i naruszenie nietykalnosci
    Od: "Andrzej Lawa" <a...@l...com>

    Użytkownik "Robert Tomasik" <r...@g...pl> napisał w wiadomości
    news:bbgfl9$rl4$1@inews.gazeta.pl...
    > Odpisuję raczej "dla pokoleń", bo jesli za kilka dni się przemelduje
    > dobrowolnie, to nie ma rzadnego sensu kombinować. W kilka dni nie
    > przeskoczysz tego.

    OK, dzięki za wszystkie informacje :)

    Teraz wszystko się już toczy i muszę tylko pilnować, żeby nie potoczyło się
    gdzieś w bok...

    BTW: w komisariacie straszyli mnie, że jak na wokandę wejdzie w ciągu roku,
    to będzie szybko. O ile zrozumiałem procedurę o wejściu na wokandę decydują
    w odpowiednim sądzie - czy można np. wpłynąć jakoś na ten sąd, żeby weszło
    na wokandę szybciej (oczywiście nie żadne łapówki czy inne krętactwo - tylko
    np. poprzez miły uśmiech albo bycie upierdliwym? ;)


strony : [ 1 ]


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1