eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPrawoGrupypl.soc.prawowtargniecie do mieszkania i naruszenie nietykalnosci › Re: wtargniecie do mieszkania i naruszenie nietykalnosci
  • Data: 2003-06-01 23:26:11
    Temat: Re: wtargniecie do mieszkania i naruszenie nietykalnosci
    Od: "Andrzej Lawa" <a...@l...com> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    Użytkownik "Robert Tomasik" <r...@g...pl> napisał w wiadomości
    news:bbduqt$6de$2@inews.gazeta.pl...

    > | Czynsz i inne opłaty płacę ja i tylko ja.
    > |
    > | Dobrze rozumuję?
    >
    > Moim zdaniem źle. Ważne jest, z czego wynika prawo tej osoby
    > do przebywania w Twoim mieszkaniu. Jeśli tylko z tego, że jest
    > tam zameldowana, to należy ją wymeldować.
    > Polecam lekturę USTAWY z dnia 10 kwietnia 1974 r. o ewidencji

    Czytałem... I dopytywałem się w urzędzie gminy. Wniosek teoretycznie mogę
    złożyć, ale będzie to trwało. Szybciej chyba rodzinka załatwi oficjalne
    zakończenie budowy i meldunek na miejscu.

    > ludności i dowodach osobistych. W skrócie, to należy wykazać, że osoba ta
    > utraciła uprawnienie do przebywania w Twoim mieszkaniu, albo że nie
    > zamieszkuje tam od co najmniej sześciu miesięcy a jej miejsca pobytu nie
    > można ustalić.

    6 miesięcy? Tyle mniej-więcej minęło. A miejsce pobytu jest znane - tylko
    nie jest tam zameldowana wyłącznie z powodu braku zakończenia budowy 'na
    papierze' (bo faktycznie to już od dość dawna jest - rodzice mieszkają tam
    od jakiegoś 1.5 roku - na stałe).

    > Ponieważ druga teza wydaje mi się trudna do wykazania (wiecie gdzie
    > mieszka), więc należy wykazać, że utraciła uprawnienia do zamieszkania.
    Stąd
    > mój wniosek o ustalenie najpierw, z czego one wynikały. Z najmu, z faktu,
    że
    > jest członkiem rodziny? Na jakiej podstawie została kiedyś zameldowana?

    OK, poczęstuję Cię sagą rodzinną ;)

    Wyglądało to tak: swego czasu moja siostra postarała się będąc 'na dorobku'
    w UK o ciążę i męża. Po powrocie z 'dorobku' zamieszkała wraz z tym mężem i
    dzieckiem w swoim pokoju w tym mieszkaniu, w którym teraz ja mieszkam.

    Poza tym były dwie babcie: jedna mieszkająca (sama) we Włochach (nie mylić z
    Italią ;) w swoim mieszkaniu w przedwojennej kamienicy w średnim stanie,
    oraz jedną mieszkającą nieco bliżej centrum we własnościowym społdzielczym
    mieszkaniu wraz ze sparaliżowanym po wylewie mężem.

    Pierwotne plany były takie: ta pierwsza babcia do nas, a moja siostra z
    dzieckiem i szwagrem do niej. Praktycznie do momentu przeprowadzki byłem
    przekonany, że tak właśnie będzie.

    Jednakże na błagania tej drugiej - że samej na starość źle, że 'chorym' (jak
    od momentu wlewu o moim dziadku mówiła) nie ma siły się sama zajmować - i
    wbrew własnym - spowodowanym doświadczeniem wspólnego mieszkania parę dekad
    wcześniej - powaznym wątpliwościom (delikatnie pisząc)

    Przez jakiś czas było OK, w międzyczasie dziadek zmarł, potem sytuacja
    zaczęła się pogarszać - póki co jeszcze nie w związku ze mną (i w ogóle nie
    wiem, co było pretekstem - chyba po prostu lubi awantury i nienawidzi mojej
    mamy). Taką przykładową scenką było naćpanie się jakichś otępiających
    środków dokładnie na Wigilię Bożego Narodzenia.

    Wznowiła użalania, zaczęła nachodzić moją siostrę kręcąc nosem na zmiany
    wprowadzone w 'jej' mieszkaniu (z kolorem zasłon włącznie).

    Potem było coraz gorzej - jednm z 'kamieni milowych' tej równi pochyłej, po
    której się staczała, był moment, kiedy kupiłem sobie skuter (za własne
    pieniądze notabene). Po prostu nienawidzi jednośladów z silnikami i już. A
    ja ośmieliłem się mieć własne zdanie (czego nienawidzi jeszcze bardziej).

    W międzyczasie pod wpływem impulsu rodzice kupili kawałek ziemi pod
    Nadarzynem i zaczęłi się budować. Chcąc jak najmniej przebywać z tą wiedźmą
    (która jeszcze jakoś mnie znosiła) przebywali tam coraz dłużej i częściej.
    Pozbawiona obiektu nienawiści (mojej mamy) 'kochana' babcia zaczęła coraz
    bardziej czepiać się mnie.

    W kolejnym międzyczasie ;) rodzice przepisali mieszkanie (spółdzielcze
    lokatorskie) na mnie i niedługo przeprowadzili się permanentnie to już
    prawie wykończonego domu.

    Sytuacja tutaj zaczęła się pogarszać - kiedyś np. wybuchał potężna awantura
    o to, że... miałem czelność przestaszony wpaść do kuchni i w panice zacząłem
    otwierać okna (nie zapaliła gazu i już całe mieszkanie było zagazowane, 'ale
    przecież nic się nie stało'). Innym razem budzę się i widzę obcego faceta w
    mieszkaniu - okazało się, że bez konsultacji ze mną wezwała jakiegoś
    pseudo-fachowca do przemalowania okna w jej pokoju. Oczywiście fachowiec
    spaprał sprawę - co wcale nie poprawiło jej nastroju (wyładowała się w
    kolejnej awnturze gdy grzecznie poprosiłem ją, żeby jednak jakieś większe
    remonty ze mną konsultowała i nie zaskakiwała mnie jakimiś obcymi facetami
    pałętającymi się po mieszkaniu).

    Kiedyś nawet zorganizowała jakieś bzdurne donosy na mnie do spółdzielni, raz
    o mało co nie puściła z dymem mieszkania, a kiedyś zostawiła na pół dnia
    otwarte na oścież drzwi...

    Czyli zdecydowanie wymaga nadzoru, którego ja nie jestem w stanie zapewnić
    (pracuję głównie w nocy - tłumaczenia robię - i potem rano ona może dowolne
    dywersje robić).

    W którym momencie się jakby uspokoiło. I nagle (w połowie grudnia)
    dowiedziałem się, że się wyprowadza do rodziców. Moje zaskoczenie (i ulga),
    u moich rodziców tez ulga z jednej strony (bo co dwie osoby z lekkim snem
    pilnujące kogoś takiego, to nie jedna ze snem iście kamiennym; a jako
    rodzice są OK trochę im sen z oczu spędzała perspektywa, że kiedyś nie będę
    miał szczęścia i mnie jakoś zaraza wykończy) ale z drugiej strony wręcz
    przeciwnie - bo do tej pory mieszkali sobie sami, w miłej atmosferze,a taką
    cholerę spowadzić sobie do domu to mało przyjemna sprawa.

    W każdym razie przeprowadzka doszła do skutku, klucze oddała i przez jakiś
    czas był spokój. Potem 'wieś' jej się znudziła (brak np. cmentarzy z dużą
    liczbą pogrzebów - jedna z jej ulubionych rozrywek)...a reszta jest już
    historią.

    > Jeśli jest to osoba chora psychicznie, to o ile jest ubezwłasnowolniona,
    to
    > może przedstawiciel ustawowy dopełni za nią wreszcie obowiązku
    meldunkowego
    > i zamelduje ją tam, gdzie faktycznie mieszka. W ten sposób zostanie
    > wymeldowana z Twojego mieszkania i sprawa od tej strony zostanie
    rozwiązana.

    Sęk w tym, że ja (chyba?) nie za bardzo mogę - chyba tylko jej syn (mój
    tata).

    A oni do sądów i okolicy czują ogromną odrazę, spowodowaną m.in.
    przeświadczeniami z tzw. minionego okresu (cóż, wiele cieczy w Wiśle
    upłynie, zanim ludzie przestaną kojarzyć policję i sądy z narzędziami
    reżimu).

    > Nie rozwiąże to co prawda problemu próby ponownego wprowadzenia się jej do
    > Ciebie, ale na to już nie da się nic poradzić. Od tego są lekarze. Jak
    > będzie nachalna, to zostają Tworki i tyle.

    Jak już nie będzie zameldowana, to po prostu nie będę dyskutował ani drzwi
    otwierał, tylko będę wzywał tzw. organa i już.

    Dość mi (i reszcie rodziny) nabruździła i nerwów napsuła, żebym teraz nie
    miał jakichś oporów przeciwko temu :-(

    > | > niewpuszczenie niekoniecznie musi być przestępstwem, choć jeśli ciotka
    > | > ma prawo u Ciebie zamieszkiwać, a Ty jej nie chcesz wpuścić, to
    > | > faktycznie
    > |
    > | Babka konkretnie.
    >
    > ?????????????? - nie wiem o co Ci chodzi, więc trudno mi się odnieść do
    tej
    > dygresji.

    Że to nie ciotka tylko babka.

    [ciach]

    > | Póki co tylko usiłowałem przekonać - drzwi były otwarte i rozmawiałem 'w
    > | progu'. Podkreślam: ona nie próbowała wejść na siłę (jeszcze).
    >
    > Najważniejsze jest to, czy ona ma prawo wejść do Ciebie. Jeśli nie ma
    prawa
    > wejść, to możesz użyć nawet siły fizycznej, by do tego niedopuścić.
    Podstaw
    > prawnych w tej sytuacji można znaleźć kilka. Gorzej, jeśli ona faktycznie
    ma
    > prawo u Ciebie mieszkać, a Ty jej nie chcesz wpuścić.

    Nawet jeśli miała (patrz epopeja wyżej), to się jego _dobrowolnie_ i na
    własne _żądanie_ zrzekła. Zażądała wyprowadzki ode mnie i przeprowadzki do
    moich rodziców (dość znienacka - szczerze powiedziawszy nie byłem wtedy
    gotowy na pełen czynsz). Podkreślam, że oddała klucze - przy rodzinie jako
    świadkach (rodzice, siostra, szwagier).


Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1